DOŁĄCZ DO NAS.ZOSTAŃ CZŁONKIEM NASZEJ SPOŁECZNOŚCI :)
Nasz adres mailowy: pracownia.alt@gmail.com

wtorek, 16 grudnia 2014

          9 grudnia 1922 roku pierwszym prezydentem II RP został Gabriel Narutowicz. Wybory na ten urząd odbywały się wtedy nieco inaczej niż teraz. Konstytucja marcowa stanowiła, że prezydenta raz na siedem lat wybiera Zgromadzenie Narodowe złożone z posłów i senatorów. Narutowicz był kandydatem Polskiego Stronnictwa Ludowego „Wyzwolenie”, ale w ostatnim głosowaniu, w którym zmierzył się z hrabią Maurycym Zamoyskim, wielkim właścicielem ziemskim, poparli go także członkowie Polskiej Partii Socjalistycznej, Polskiego Stronnictwa Ludowego „Piast” i przedstawiciele mniejszości narodowych. Narutowicz uchodził za wybitnego specjalistę w zakresie elektryfikacji i hydrologii. Wiele lat pracował na politechnice w Zurychu, objął tam w 1908 r. katedrę inżynierii wodnej, zdobył też uznanie jako jeden z najwybitniejszych europejskich twórców elektrowni wodnych. Jego dziełem była budowana w latach 1898-1900 elektrownia Kubel pod Saint Gallen o wielkiej jak na owe czasy mocy 3000 KM, kierował też budową obiektu o mocy 10 000 KM w Adelsbuch i paroma innymi. Po powrocie do Polski był ministrem w kilku rządach. Franciszek Bernaś charakteryzuje go w następujący sposób: „[…] był wybitnym uczonym, wynalazcą i budowniczym, politykiem i mężem stanu, postępowym liberałem, człowiekiem, któremu obca była wszelka przemoc i gwałt, szowinizm i ślepy nacjonalistyczny fanatyzm”. 
Prawica porażkę odczuła bardzo boleśnie. Jej zwolennicy zaczęli nowo wybranego prezydenta atakować za areligijność i kosmopolityzm, oskarżali go o bycie Żydem, Litwinem i masonem. W kolejnych dniach po wyborze organizowali manifestacje, w czasie których skandowano hasła narodowe, antyżydowskie, a nawet faszystowskie. Prasa o orientacji endeckiej i chadeckiej rozpoczęła brutalną kampanię przeciwko temu wyborowi. Pisano między innymi o „żydowskim pachołku” i rozpowszechniano pogląd, że prezydenta narzucili Polakom właśnie Żydzi.
Jednak sam Zamoyski zachował się bardzo przyzwoicie. Depeszował z Paryża: „Mogę się tylko cieszyć, że przegrałem w Zgromadzeniu i że jego wybór padł na Szanownego Pana. Na stanowisku prezydenta może Pan Profesor uczynić wiele dla Polski. Uznaję z szacunkiem wolę narodu i ubolewam nad zacietrzewieniem, które sprawia, iż pełni Pan swe obowiązki w trudzie, goryczy i niebezpieczeństwie. Zwróciłem się do mego stronnictwa, aby nie łączyło mego nazwiska i mojego dobrego imienia obywatela z motłochem, obrzucającym Szanownego Pana kamieniami”.
Zaprzysiężenie próbowano zakłócić. Zwolennicy prawicy zatarasowali nawet ulice prowadzące do gmachu sejmowego, a Narutowicza obrzucili grudami śniegu i błotem. Zabili oni również robotnika Jana Kłuszewskiego. Zaprzysiężenie, zbojkotowane przez przedstawicieli prawej strony sceny politycznej, odbyło się jednak 11 grudnia, a trzy dni później Józef Piłsudski przekazał władzę Narutowiczowi. Ataki jednak nie ustały. W prasie endeckiej ciągle pojawiały się napastliwe artykuły, rzucano oszczerstwa, prezydent zaś otrzymywał anonimy z obelgami i groźbami. Na ulicach endeckie bojówki atakowały pochody robotnicze, zdemolowały one m.in. Okręgowy Komitet PPS w Alejach Jerozolimskich, siedzibę pisma „Robotnik” oraz budynek Żydowskiego Towarzystwa Kulturalnego.
Kilka dni później prezydent został zamordowany przez Eligiusza Niewiadomskiego, ideowo związanego z Narodową Demokracją. Stało się to 16 grudnia podczas otwarcia wystawy w warszawskim Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. Do prezydenta oddano trzy strzały. Morderca został skazany na śmierć, a wyrok wykonano 31 stycznia 1923 r. Wojciech Roszkowski pisze, że „Agitacja prawicy przyniosła więc straszny owoc w postaci pierwszego w dziejach Polski »królobójstwa«”. Zamachowca zeznał, że jego celem był Piłsudski, ale po przekazaniu władzy zmienił on swój plan. Antoni Czubiński dodaje, że plan ten zrodził się „w atmosferze nietolerancji i nienawiści rozpalanej w Polsce przez koła nacjonalistyczne i klerykalne”.
Pogrzeb Narutowicza odbył się 19 grudnia. Zabalsamowane zwłoki pochowane zostały w podziemnej krypcie katedry św. Jana Chrzciciela w Warszawie.
Nawet po upływie kilkudziesięciu lat narodowcy nie widzą nic złego w tym haniebnym czynie. Wręcz przeciwnie, niektóre środowiska uważają Eligiusza Niewiadomskiego za męczennika i bohatera. Trudno taką postawę nazwać patriotyzmem. Nie ma w niej miejsca na dialog, pokojowe zmienianie rzeczywistości czy poszanowanie prawa wyboru innych ludzi. Jest za to buta, arogancja, przemoc, szowinizm, wulgarność i nieustanne demolowanie demokracji. Nie dajmy sobie wmówić, że miłość do kraju polega właśnie na czczeniu zbrodniarzy i miotaniu obelg czy kamieni w stronę wszystkich, którzy różnią się od nas choćby w swych poglądach politycznych i postawach światopoglądowych. Niech krzykliwy margines nie narzuca nam swojej chorej definicji patriotyzmu.


 
(Za: F. Bernaś, Ofiary fanatyzmu, Warszawa 1987; A. Czubiński, Historia Polski XX wieku, Poznań 2000; Z. Kaczmarek, Trzej prezydenci II Rzeczypospolitej, Warszawa 1988; W. Roszkowski, Historia Polski 1914-1993, t. 1, Warszawa 1995).