DOŁĄCZ DO NAS.ZOSTAŃ CZŁONKIEM NASZEJ SPOŁECZNOŚCI :)
Nasz adres mailowy: pracownia.alt@gmail.com

czwartek, 23 maja 2013

Zgoda na małżeństwa homoseksualne w Wielkiej Brytanii

Jak donosi portal Lewica24,  
Brytyjska Izba Gmin przyjęła ustawę legalizującą małżeństwa osób tej samej płci. Deputowani przyjęli wniosek w trzecim czytaniu większością 366 do 161 głosów – to znacznie mniej, niż podczas głosowania w pierwszym czytaniu w lutym, gdy ustawę poparło 400 posłów. Chociaż ustawa trafiła do Parlamentu z inicjatywy rządu konserwatywnego premiera Davida Camerona, torysi głosowali w jej sprawie bez dyscypliny partyjnej. Zmniejszające się poparcie dla niej jest efektem narastającego buntu przeciwko premierowi członków jego własnej partii, który uwidocznia się w postawie torysów wobec kwestii referendum europejskiego i właśnie ustawy o małżeństwach gejowskich. O tym, że ustawa przejdzie, zdecydowało poparcie opozycyjnej Partii Pracy, dzięki któremu dzień wcześniej odrzucono poprawkę zgłoszoną przez grupę konserwatywnych deputowanych mogącą zablokować ustawę nawet na dwa lata.
 Ustawa trafi teraz do Izby Lordów, w której może napotkać opór, ale w sytuacji sporu między obu izbami brytyjskiego parlamentu przeważa zdanie Izby Gmin – deputowani mogą przyjąć ustawę, nawet jeśli lordowie by ją odrzucili. W efekcie ustawa powinna wejść w życie z początkiem 2015 r.
Na mocy ustawy pary homoseksualne będą mogły zawierać związki małżeńskie cywilne i religijne – w tych wyznaniach, które dopuszczają taką możliwość. Wyznania nieuznające małżeństw osób tej samej płci będą mogły nie udzielać im ślubów.

Ustawa będzie obowiązującym prawem w Anglii i Walii. Szkocja ma w ramach Zjednoczonego Królestwa autonomiczny status i własny parlament, zatem tam potrzebna jest osobna inicjatywa ustawodawcza i osobny proces legislacyjny przeprowadzony w edynburskim parlamencie.



Wyspiarzom gratulujemy takich konserwatystów!

środa, 22 maja 2013

"Uwagi" Orwella

Sympatycy wszelkich ruchów autorytarnych i totalitarnych, skrajnie prawicowych, ci wszyscy „prawdziwi Polacy”, tropiciele Żydów, zwolennicy rasowej czystości, eksmitowania z Polski (a może i nawet z tego świata) Romów, gejów, lesbijek, ateuszy, ekologów, socjaldemokratów, socjalistów, anarchistów, liberałów i innych „dziwaków”, z zadziwiającym zamiłowaniem cytują angielskiego pisarza George'a Orwella. Najczęściej są to zresztą fragmenty wyrwane z kontekstu, pomija się też przy okazji okoliczności powstania tekstu. Może więc warto przypomnieć artykuł, który Anglik opublikował w roku 1945 w piśmie „Polemics”.



Oddajmy głos autorowi „Roku 1984”:



Przez „nacjonalizm” rozumiem, po pierwsze, przekonanie, że istoty ludzkie można klasyfikować tak jak owady, i że grupy składające się z milionów czy dziesiątek milionów ludzi mogą być bez wahania określane jako „złe” lub „dobre”. Po drugie, co znacznie ważniejsze, przez „nacjonalizm” rozumiem nawyk utożsamiania się z konkretnym narodem albo inną zbiorowością, umiejscawianie tej zbiorowości poza dobrem i złem, i niedostrzeganie żadnych obowiązków poza służeniem jej interesom. Nacjonalizmu nie należy mylić z patriotyzmem. Zazwyczaj obu słów używa się tak nieprecyzyjnie, że każda ich definicja może budzić kontrowersje, ale trzeba koniecznie przeprowadzić ich rozróżnienie, ponieważ dotyczą dwóch odmiennych, a może nawet przeciwstawnych, idei. Przez patriotyzm rozumiem przywiązanie do określonego miejsca i sposobu życia, o którym sądzimy, że jest najlepszy na świecie, ale nie mamy zamiaru narzucać go innym. Patriotyzm jest z natury defensywny, zarówno militarnie jak i kulturowo. Nacjonalizmu natomiast nie da się oddzielić od żądzy władzy. Celem każdego nacjonalisty jest zapewnienie większej władzy i większego prestiżu nie sobie, lecz narodowi bądź innej zbiorowości, w której postanowił zatopić swoją indywidualność.



Nacjonalista, na ile to możliwe, mówi, myśli i pisze wyłącznie o wyższości własnej wspólnoty. Ukrycie swojej ideologicznej przynależności jest dla niego czymś trudnym, jeśli nie niemożliwym. Najdrobniejsza krytyka jego grupy, lub najmniejsza choćby pochwała konkurencyjnej organizacji, wytwarzają w nim napięcie, które może rozładować jedynie wygłaszając ciętą ripostę. Jeśli obiektem uczuć nacjonalistycznych jest jakiś kraj, na przykład Irlandia albo Indie, nacjonalista będzie dowodził jego wyższości nie tylko w zakresie potęgi wojskowej czy politycznej, ale także w dziedzinie sztuki, literatury, sportu, struktur językowych, urody jego mieszkańców, a nawet klimatu, krajobrazu czy kuchni. Będzie bardzo wrażliwy na punkcie takich rzeczy jak ekspozycja flagi państwowej, rozmiary nagłówków prasowych i porządek, w jakim wymienia się poszczególne kraje.



Nacjonalista nie tylko nie potępia okrucieństw popełnianych przez własną stronę, ale posiada też szczególną zdolność nieprzyjmowania ich do wiadomości. […] Myśl nacjonalistyczna dopuszcza istnienie faktów, które są zarazem prawdziwe i nieprawdziwe, znane i nieznane. Znany fakt może być tak niewygodny, że odsuwa się go na bok i nie bierze pod uwagę w rozumowaniu. Z drugiej strony, może się stać elementem każdej kalkulacji, a mimo to nigdy nie zostać uznanym za fakt.



Nacjonaliście nie daje spokoju myśl, że można zmienić przeszłość. Żyje częściowo w świecie fantazji, gdzie wszystko dzieje się tak, jak powinno (gdzie, na przykład, hiszpańska armada odniosła zwycięstwo, a rosyjska rewolucja została stłumiona w 1918 roku) i wykorzystuje każdą okazję, by przenieść fragmenty tego świata do podręczników historii. W naszych czasach większość pisarstwa propagandowego opiera się na zwykłym fałszerstwie. Ukrywa się fakty, fałszuje daty, wyjmuje cytaty z kontekstu i zmienia ich sens. Wydarzenia, o których sądzi się, że nie powinny mieć miejsca nie są przedmiotem zainteresowania, albo się im zaprzecza.





(G. Orwell, „Uwagi o nacjonalizmie”, [w:] „Jak mi się podoba”, Warszawa 2002, s. 221-243)




 

czwartek, 16 maja 2013

Nie mów do niego "misiu"!

W Polsce nie żyje obecnie zbyt dużo niedźwiedzi (ich liczebność szacuje się na ok. 100 osobników, ochroną zostały objęte w roku 1952), ale i tak warto pamiętać o pewnych zasadach, które powinny obowiązywać nas w górach. Możemy je sobie przypomnieć dzięki WWF Polska, a więc:

1. Nie schodź ze szlaku. Pomoże to niedźwiedziom zachować niezbędny spokój i poczucie bezpieczeństwa, a nam uniknąć spotkań oko w oko, które mogą być stresujące dla obydwu stron. Nie zostawiaj śmieci na szlaku. Niedźwiedzie skuszone resztkami jedzenia zostawionymi przez turystów, będą szukać pożywienia blisko ścieżek uczęszczanych przez ludzi.

2. Zachowaj ciszę. Głośnie słuchanie muzyki i hałasowanie w lesie przepłasza przyzwyczajone do ciszy zwierzęta. Jeśli takie sytuacje powtarzają się zbyt często, doprowadza to do okresowego lub całkowitego opuszczenia terenu przez niedźwiedzie. Sytuacje te są szczególnie niebezpieczne dla samic mających młode. W skrajnych wypadkach ich niepokojenie może doprowadzić do porzucenia potomstwa, które skazane jest wówczas na śmierć.

3. Jeśli znajdziesz w lesie metalowe szczęki, druciane albo stalowe linki – usuń je! Zostały najprawdopodobniej zastawione przez kłusowników. Warto również, abyś zgłosił to odpowiednim służbom – Państwowej Straży Łowieckiej, Straży Leśnej (Lasy Państwowe) albo Policji – kontakty znajdziesz w internecie.

4. Nie spuszczaj psa ze smyczy w lesie, w którym żyją niedźwiedzie. Może to być niebezpieczne nie tylko dla drapieżnika i dla Twojego psa, ale również dla jego właściciela, czyli Ciebie (gdy zwierzę pogoni Twojego psa, on najprawdopodobniej przybiegnie do Ciebie).

5. Jeśli dostrzeżesz niedźwiedzia, pod żadnym pozorem nie zbliżaj się do niego. Po prostu cicho i spokojnie się oddal. Jeśli zaczniesz się poruszać zbyt gwałtownie, albo pokażesz niedźwiedziowi, że masz jedzenie, może Cię zacząć gonić. Pamiętaj, ze tylko 6% za znanych przypadków spotkania tego zwierzęcia z człowiekiem zakończyło się agresywnym zachowaniem zwierzęcia, i wszystkie były sprowokowane przez człowieka, który zamiast wycofać się, prowokował zwierzę.

6. Jeśli podróżujesz samochodem, zwolnij i jedź ostrożnie tam, gdzie istnieje ryzyko kolizji z dzikim zwierzęciem. Jeżeli jesteś świadkiem bądź uczestnikiem zdarzenia z udziałem zwierząt, powiadom policję.


SOS dla pszczół

W ostatnim czasie głośno zrobiło się o pszczołach. Pewnie wszyscy pamiętają, co Albert Einstein powiedział o tych pożytecznych stworzeniach. Stwierdził, że jeśli one wyginą, to wraz z nimi zginą ludzie, tyle że kilka lat później. Nie mamy powodów, by w to wątpić, choć niektórym może się wydawać, że człowiek ze swoimi wynalazkami i odkryciami jest zupełnie niezależny od przyrody, a tym bardziej od jakichś owadów. Nic bardziej mylnego. 

Pszczelarze i organizacje ekologiczne od dawna apelują do ministra rolnictwa o podjęcie działań mających chronić pszczoły i inne owady zapylające na terenie Polski i Unii Europejskiej. Na stronie internetowej Związku Pszczelarzy Zawodowych możemy przeczytać list skierowany do peeselowskiego ministra rolnictwa i rozwoju wsi Stanisława Kalemby. Czytamy w nim:
"w imieniu oraz z upoważnienia Stowarzyszania Pszczelarzy Zawodowych zwracam się do Pana z apelem i prośbą o zajęcie przez Rząd RP zdecydowanego, jednoznacznego stanowiska popierającego planowane wprowadzenie przez Parlament Europejski czasowego zakazu stosowania w rolnictwie chemicznych środków ochrony roślin nowej generacji, tj. pestycydów z grupy neonikotynoidów, zawierających m.in.: imidachlopryd i chlotianidynę.
Wyniki badań prowadzonych przez naukowców z niezależnych ośrodków w wielu krajach świata wskazują, że neonikotynoidy wchodzące coraz częściej w skład wielu środków owadobójczych stosowanych do oprysków i zaprawiania nasion, ze względu na swe właściwości stanowią ogromne zagrożenie dla pszczół i innych owadów zapylaczy.

Przede wszystkim, wraz z sokami rośliny dostają się do różnych jej organów (nawet środki stosowane jako zaprawa nasienna), a ich obecność bywa później stwierdzana również w nektarze i pyłku. W dodatku, charakteryzują się dużą trwałością w środowisku (imidachlopryd do 3 lat, chlotianidyna do 10 lat, w zależności od rodzaju gleby). Jak wynika z powyższego, neonikotynoidy mogą zatem również skażać rośliny rosnące na tym samym polu w kolejnych sezonach, a ich kilkukrotne stosowanie na tym samym obszarze może doprowadzić do znacznie zwiększonego skażenia gleby, czyli dawki z jakimi faktycznie zetknie się pszczoła, mogą być większe niż te przyjęte na podstawie instrukcji stosowania środka.
Dobra rozpuszczalność tych środków w wodzie sprawia, że neonikotynoidy przenikają do wód powierzchniowych i gruntowych, a słaba przyczepność do gleby powoduje znoszenie pyłów np. w trakcie siewu zaprawianych nasion na sąsiadujące z uprawą tereny.

Neonikotynoidy mogą znacząco obniżać odporność pszczół na różne choroby, wywoływać wiele tragicznych w skutkach zaburzeń na poziomie poszczególnych osobników w różnych stadiach rozwojowych, jak też na poziomie całej rodziny pszczelej, na przykład upośledzają pamięć i orientację, co może bezpośrednio przekładać się na to, że pszczoły giną nie mogąc wrócić do uli, a także powodują trudności z utrzymaniem odpowiedniej temperatury w gnieździe, a wiadomo że niedogrzanie czerwiu może prowadzić do różnego rodzaju chorób i skraca życie pszczoły.
[...] 
ponad 70% światowych zasobów żywnościowych rodzi się w wyniku zapylania roślin przez pszczoły – to naukowo dowiedziony fakt,
Na świecie mamy do czynienia nie z symptomami, lecz ze zjawiskami śmierci tych owadów na niewyobrażalną w Polsce skalę (tylko w USA, w 2006 r. na skutek wystąpienia CCD zniknęło z pasiek 50% rodzin pszczelich).
[…]
jest dla nas rzeczą zrozumiałą, że rolnicy prowadzący uprawy zbóż, roślin przemysłowych owoców i warzyw, ale także my pszczelarze (również będący rolnikami) prowadzimy gospodarkę nastawioną na efektywność i jakość. Satysfakcjonujące wynik gospodarowania trudno osiągać bez odpowiedniego nawożenia oraz skutecznej ochrony przed różnorodnymi chorobami roślin czy zwierząt hodowlanych. Jednak, stosując na masową skalę środki ochrony roślin zawierające neonikotynoidy, patrząc jedynie na ich skuteczność, a nie zwracając należytej uwagi jak poważnie wpływają one na degenerację środowiska naturalnego (przede wszystkim gleb, wód i dziko rosnącej roślinności), zmierzamy ku nieuchronnej zagładzie pszczół i innych owadów-zapylaczy.
Masowe wymieranie pszczół i innych zapylaczy, będące skutkiem zatrucia owadów przez środki ochrony roślin, jest niezaprzeczalnym i naukowo udowodnionym faktem. Trudno powiedzieć jaki jest jego wymiar w skali świata, bo nikt tego dotąd nie oszacował. W skali europejskiej możemy przypuszczać, że są to – rocznie – już setki tysięcy (!!!) rodzin pszczelich.
Jest to obecnie najpoważniejsze zagrożeniem już nie tylko dla środowiska naturalnego i gospodarki, ale również dla podstaw egzystencji całej ludzkości"
 (Pełny tekst listu - KLIKNIJ TUTAJ )



W akcję ratowania pszczół zaangażowała się także organizacja Greenpeace. Główne postulaty kierowane przez nią do ministra rolnictwa to: podjęcie natychmiastowych działań, które wyeliminują zagrożenie związane ze stosowaniem neonikotynoidów, na jakie wystawione są owady zapylające, wsparcie dalszych badań nad przyczynami ich wymierania, wsparcie i promocję dobrych praktyk rolniczych mających korzystny wpływ na poprawę sytuacji pszczół i innych owadów zapylających, wsparcie działań i programów służących zwiększaniu bioróżnorodności pól uprawnych oraz tworzeniu odpowiednich siedlisk przyrodniczych przyjaznych owadom, promocję pszczelarstwa.

Polecamy zapoznać się z publikacjami dotyczącymi powyższego tematu, przygotowanymi przez Greenpeace (KLIKNIJ TUTAJ). Sprawa ta wydaje nam się dość istotna.
  


piątek, 10 maja 2013

Faszystowskie Podlasie?

Portal wyborcza.pl opublikował dziś krótki tekst o aktach agresji na tle rasistowskim w Białymstoku i na Podlasiu w ostatnich trzech latach. Ich zestawienie szokuje, pokazuje bezradność organów, które ten problem powinny potraktować wreszcie poważnie. Zadziwiające, że takie rzeczy dzieją się w kraju, który został tak boleśnie doświadczony przez brunatną ideologię.

Artykuł można przeczytać TUTAJ 

piątek, 3 maja 2013

Polecamy przeczytać... (10)

„Oczami radzieckiej zabawki” (Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012) to książka, o której było głośno, ale niestety przez bardzo krótki czas. A szkoda, bo Konstanty Usenko (prywatnie syn poetki Danuty Wawiłow; myślę, że to właśnie jej w dużej mierze zawdzięczamy tę książkę, autor sporo pisze o wyprawach z mamą na rosyjskie skłoty i plenerowe miejsca spotkań „nieformałów”) podejmując się przybliżenia nam, laikom, historii radzieckiego i rosyjskiego undergroundu, podjął się niesamowicie trudnego zadania, ale wyzwaniu temu niewątpliwie sprostał. Benedyktyński trud jednego z członków grupy Super Girl and Romantic Boys (do niedawna żaden after na imprezach Pracowni Działań Alternatywnych nie mógł obejść się bez ich kawałku) nie poszedł na marne. Warto jednak zaznaczyć, że z tą pracą mogą mieć problem ci, którzy z szeroko rozumianą kulturą alternatywną nie mają lub nie mieli czegoś wspólnego. Mimo wszystkich objaśnień i łopatologicznych nieraz tłumaczeń osobie w ogóle niezorientowanej w tych wszystkich subkulturowych niuansach może być trudniej tę książkę zrozumieć. Z drugiej strony jednak wątpię, czy tacy ludzie po „radziecką zabawkę” sięgną, ale jej obecność w niektórych telewizyjnych programach pozwala snuć takie przypuszczenia. Jednak to nie jest zarzut.

      W każdym razie na początek warto odpowiedzieć tym krytykom, którzy uważają, że do tej pozycji powinna być dołączona płyta. Trudno jest mi to sobie wyobrazić. Oczywiście na nic zdałoby się tu CD, a to z tego powodu, że opisywanych i wspomnianych choćby zespołów jest tutaj mnóstwo. Niejeden z nich nagrał kilka płyt, a przecież muzyka ewoluuje, w różnych okresach swojej działalności artyści czerpią inspiracje z rozlicznych źródeł, sięgają do najrozmaitszych stylistyk. Można by oczywiście skompilować „greatest hits”, ale efekt mógłby być odmienny od założonego no i byłoby to zapewne dość skomplikowane od strony prawnej. Inna sprawa, że w dwudziestym pierwszym wieku z tak szeroko rozpowszechnionym dostępem do internetu każdy sam łatwo znajdzie interesujące go nagrania. Banał, ale zdaje się, że niektóre nasze dziennikarskie asy nie potrafią tego zrozumieć. Na marginesie muszę wspomnieć, że nie mam dobrych doświadczeń z płytami dołączonymi do takich książek. Proszę sięgnąć chociażby do „Kultu Kazika” Leszka Gnoińskiego czy „Punk Rock Later” Mikołaja Lizuta. Wybór numerów na dołączonych do nich CD uznałbym za dość kontrowersyjny. Z kolei nie tak dawno, bo trzy lata temu ukazały się książki, które jednak się bronią, choć bonusów w postaci krążka nie zawierają (vide „Dezerter. Poroniona generacja” Krzysztofa Grabowskiego i „Auto-bio-Grabaż” Krzysztofa... Grabowskiego i Krzysztofa Gajdy).

      „Oczami radzieckiej zabawki” czyta się dobrze i sporo zrozumie nawet ktoś, kto nie interesował się wschodnią sceną niezależną. Nagromadzenie faktów, anegdot czy plotek jest imponujące, już sama ilość wymienionych zespołów robi wrażenie. W tym miejscu należy pochwalić edytorską stronę tej monografii, bo samo wytłuszczenie nazw znacznie ułatwia czytanie, podobnie jak zamieszczone na końcu słownik i kalendarium. Plus należy się także za dużą ilość przetłumaczonych fragmentów tekstów wplecionych w tę opowieść. 



      Nie do końca zgadzam się z Rafałem Księżykiem, który na czwartej stronie okładki pisze, że „po lekturze nie będziemy mieli wątpliwości, że najprawdziwszy punk był na Syberii”, a to dlatego, że zespołom stamtąd autor nie poświęca zbyt wiele miejsca, najwięcej jest jednak o Petersburgu i Moskwie, a już nieprzyzwoicie dużo stron zajmuje opowieść o zespole Kino i jej liderze Wiktorze Coju. Dużo jest też o grupie Akwarium, Futbol (jeden z pierwszych punkowych zespołów w Moskwie), Zoopark i paru innych, których nazw nie przyswoiłem. Problem z nimi jest jednak taki, że potencjalny czytelnik, który sięgnie po muzyczne dokonania niektórych z opisanych kapel, może się trochę rozczarować, bo miał być przecież underground, miały być czady jak w Polsce lat 80... Nie zawsze są. 



      Usenko skupia się chyba głównie na ósmej dekadzie XX wieku, ale pisząc o latach dwutysięcznych, nie zapomina chociażby o narodzeniu się Antify, rozwoju hardcore'owej sceny antyfaszystowskiej, który datuje na 2005 r. (za pierwszy taki skład uważa zaś założony w roku 1999 Koleso Dharmy), wspomina o hip-hopie (sporo o Moscow Death Brigade), niezależnym techno i disco. Autor muzykę przeplata z polityką, historią i literaturą i raczej nie ma powodów, by mu nie wierzyć, bo Rosję czuje i rozumie, choć może w nieco inny sposób niż reportażyści Hugo-Bader i Kapuściński, niemniej jest to punkt widzenia równie interesujący i pobudzający intelektualnie. 



      Wiele zjawisk opisanych w tej pracy mnie zaskoczyło. Jednym z nich był opis festiwalu w Podolsku. Wiele mówi się o tym, że Jarocin był jedyną taką imprezą w tej części Europy. Teraz zastanawiam się, czy nie przemawia przez nas megalomania, ale i ignorancja. Właśnie w Podolsku w 1987 roku (fakt, trochę później niż nad Wisłą) odbył się „radziecki Woodstock”, na który zjechało kilkadziesiąt tysięcy ludzi (oficjalnie sprzedano 40 tys. biletów, nieoficjalnie gości miało być jeszcze raz tyle) oraz Dywizja Wojsk Wewnętrznych im. Feliksa Dzierżyńskiego. Nie, nie było to nasze Opole, bo widzowie mogli zobaczyć występ chociażby blackmetalowego Obłacznego Kraja, postpunkowego Bomż, estońskich punkowców z J.M.K.E. czy DDT. Ciekawie też Usenko opisał zjawisko skłotingu w ZSRR. Okazuje się, że pod koniec lat 80. w Petersburgu istniał kompleks kilkupiętrowych kamienic zajętych przez artystów. H4/B4 był pierwszym muzycznym skłotem w tym mieście, a jego „ojcem” był sześćdziesięcioletni Oleg Sumarokow...






Parafrazując klasyka: napisałem już więcej, niż wiedziałem. Polecam!