DOŁĄCZ DO NAS.ZOSTAŃ CZŁONKIEM NASZEJ SPOŁECZNOŚCI :)
Nasz adres mailowy: pracownia.alt@gmail.com

środa, 26 grudnia 2012

Punk - Hip Hop: Dzieci z jednej ulicy


Kiedy 25 lat temu powstał KSU, jedna z pierwszych formacji punk rockowych w Polsce, a kilka lat później inne punkowe zespoły tworzące czołówkę krajowej sceny niezależnej, min. Brygada Kryzys, Armia , TZN Xenna, Psy Wojny nikt z ówczesnych frontmanów sceny punk, ani tym bardziej fani punk rocka nie marzyli o telewizyjnych kamerach.
Telewizja nienawidziła punkowców, a punkowcy nienawidzili telewizji. Kiedy w Polsce narodził się boom na muzykę hip hopową, przypadający na pierwszą połowę lat 90-tych, media początkowo nieufne i oporne na powiew nowego, ostatecznie węsząc dobrą koniunkturę pokochały hip hop. W ten sposób narodziła się showbusinessowa, wyrachowana miłość. Wróćmy jednak do początku.

Kultura puk rockowa w Polsce. Punk rock jako ruch społeczny i muzyczny nie zrodził się znikąd. To jeden z odcieni szerszego wymiaru kultury punkowej. Kultury nie subkultury. Wyrażenie subkultura posiada bowiem pejoratywną konotację. Nieprzypadkowo okazało się ono zręcznym orężem lingwistycznym w ustach ówczesnych prominentów- "badaczy" kultury, którzy ukuli koślawy, parafaszystowski twór językowy na potrzeby propagandowej walki aparatu władzy z wszelkimi przejawami kontestacji. Co ciekawe, wyrażenie to zupełnie dobrze przyjęło się w mowie potocznej.

Historia punk rocka sięga głęboko korzeni społeczno - politycznych, będąc rezultatem postawy kontestacji państwa ludowego, z ponurą konstrukcją "pięciolatki" i wtłoczonego w szablon beznadziei, smutnego cienia homo sovieticus. Ale to głównie muzyka okazała się najsilniejszym i najskuteczniejszym nośnikiem punkowej ideologii, swoistym neuronem, który przekazywał (w drugim obiegu - na kiepskiej jakości fonogramach, w powielanych na powielaczu fanzinach) autentyczną i wolnościową myśl, ideę życia, punkową percepcję świata. Co krzyczało punk rockowe podziemie? Muzycznym punktem wyjścia okazała się prosta, niemalże prymitywna kompozycja, jazgotliwa wokaliza (większość liderów punkowych zespołów w ogóle nie potrafiła śpiewać, ale nie o to ostatecznie szło), a także warstwy lirycznej, najistotniejszej.Specyfikę tego nurtu muzycznego określa fakt użycia muzyki jako broni przeciw muzyce w ogóle. Tym samym, w historii muzyki rozrywkowej, a także tej z tzw. "górnej półki" punk rock stał się swoistą formą antymuzyki skierowanej przeciw muzyce w ogóle, głosem postmoderny konstelacji lat 80-tych. Zresztą w tej samej mierze, co teksty odgrywające rolę zasadniczą. To w nich ukrywa się duch punkowego etosu. Odnajdujemy tu kompilację wpływów hippisowskich, nurt Power Flower, elementy rastamańskiej ewangelii zapowiadającej rychły upadek Babilonu, tudzież dekalog walki z bossem, zaś najogólniej ujmując, muzyczną opowieść o człowieku pokornie chylącym w życiu kark.

Nie bawmy się w błyskotliwe spory na temat tego, czy punk rock jest wciąż aktualnym zjawiskiem kulturowym, czy po prostu "is death". Ruch ten w klasycznym stylu ocalał w politycznej zawierusze, ustrojowych niuansach i showbusinessowej krucjacie dzięki fundamentalnej, a przez to uniwersalnej idei muzycznego (i nie tylko) ubogiego barda, budującego swoją Arkę życiowego nonkonformizmu i pretensjonalnej pokory. I nie chodzi nawet o to, że punk rock zszedł do bunkra, bo raczej został do niego wygnany. Tak, ten muzyczny owoc fantastycznego zjawiska kulturowego stał się banitą, zasiedlił trzecią niszę muzycznego biznesu, trzecie i ostatnie dno nazywane undergroundem.
Obecni liderzy zespołów punkowych oraz starzy weterani tego gatunku, a także cała załoga ludzi szczerze oddanych temu ruchowi (zarządzający niezależną dystrybucją, a także produkcją punk rockowej awangardy) swym bezkompromisowym wyborem losu nędzarza, przekładają na rzeczywistość uniwersalną zasadę "być" nie "mieć".
Okazuje się, że system kapitalistyczny w całej swej rozciągłości, potwierdza tylko aktualność idei punk rocka będącego niczym innym jak przestrzenią lewicowej, świeckiej myśli humanistycznej, elastycznym horyzontem artystycznych poczynań. To tutaj, w trzeciej niszy polskiej sztuki- undergroundzie nadal rodzi się to, co potem staje się trendy (choć i tu, z czym nie trudno się zgodzić, powstaje całe mnóstwo kiepskich muzycznie projektów). Wszystkie te działania jednakże powstają z zasadniczego powodu - by ocalić siebie. Punkowa ideologia głosi prosty, ponadczasowy przekaz wyrażany już w antyku - stoicką zasadę wzgardy dla dóbr materialnych, pieniądza, statusu społecznego i przemocy. Punk rock głosi ideę bycia.
Kultura hip hopu w Polsce. Historia narodzin krajowego hip hopu przedstawia się nieco inaczej. To także, podobnie do punk rocka ruch kulturowy, zrodzony w określonym kontekście społeczno-politycznym, innym bo wolnorynkowym, a więc z wolnymi mediami, autonomią słowa i pluralizmem odmienianym przez wszystkie formy deklinacji. Ale jest jeszcze coś szczególnego w tej rzeczywistości: w kapitalistycznym mixie toną skąpani: agresywny yuppie i permanentnie pogrążony homo sovieticus.

Hiphopowcy są pokoleniem, którego fascynacje muzyczne przypadają na drugą połowę lat 90-tych i pierwsze lata nowego wieku. W związku z tym, jest to bodaj najintensywniejszy, obecnie trwający czas recepcji muzyki czarnoskórych raperów z przedmieść Brooklynu. Muzycznie, mało oryginalna forma ekspresji, często wiernie kopiująca czarny rap w sposób irytujący. Bardzo ważna rola, jaką odgrywają teksty sprawia, że pełnią one w całym ruchu hiphopowym kluczową rolę. Ujawniają one bowiem swoistą, raperską rzeczywistość. Bardzo prosta, czasem zbyt naiwna zbitka oskarżycielskich pretensji kierowana pod adresem policji, polityków albo, równie znienawidzonych mayorsów - bossów fonograficznych korporacji. Wyeksplikowany w formie melorecytacji przekaz hiphopowej rzeczywistości, czasem przypominający treścią postulaty strajkujących górników albo policyjnego telefonu zaufania jest prosty, podskórny, naiwnie dosłowny. Jest kroniką społecznych emocji, melorecytacją wieczornego wydania wiadomości, ale także, a może przede wszystkim, jakoś odklejonej, na przekór całemu światu introwertycznej jednostki z jej życiem wewnętrznym. Słyszalne są tu wpływy ulicznego slangu, więziennej grypsery jaką posługują się społeczni wyrzutkowie, ci którzy zdąrzyli już zadrzeć z prawem z powodów ekonomicznych lub przez trudne dzieciństwo, którego nie mieli.
Smieci z jednej ulicy. Co jednak łączy obydwa, tak różne muzycznie i kulturowo, ruchy? Polski hip hop na początku lat 90-tych, a więc tuż przed medialnym boomem, przez chwilę dzielił los swoich starszych kolegów punkowców. Można powiedzieć, że hiphopowcy i punkowcy na krótko byli "ziomalami", kiedy ci pierwsi tworzyli swoją muzykę wyłącznie na tzw. nielegalach, w hiphopowym undergroundzie, blokowych mieszkaniach i piwnicach. Do momentu, gdy sukcesu komercyjnego nie zwietrzyły, głównie prywatne media, ale i gwiazdy rodzimego firmamentu zapraszając do współpracy "wziętych" raperów nierzadko po to, by wzniecić ogień swej, często gasnącej popularności.
Media stały się dla środowisk hiphopowych wrogiem "naturalnym". Wyraźnie ujawnia się swego rodzaju schizma panująca w tym ruchu. Nieudolna relacja: telewizja-hip hop (to ona gł.promuje ten gatunek) odpowiada w prostej linii za rozłam, jaki zapanował w tym środowisku. Hiphopowcy podzielili się na tych, którzy tworzą manufakturę - "rasowych" raperów i na tych, którzy kolaborują z telewizyjnym wrogiem, czyli - "gwiazdy". "Ja-człowiek bez twarzy, już nikt mnie nie namierza/stopieni jak parmezan, dziś odmieni ich amnezja/Nie myślę o kamerach, reklamowych bannerach/Kariera w tym przemyśle? z precyzją sapera ją niszcze" - rapuje Pezet/Noon i skanduje dalej: - "Sam ciągnę swoje nitki, spokojnie/(...) pieprzyć wybranych, niech sobie świecą jak halogen" - trudno wyobraźić sobie podobną sytuację w przypadku punk rocka jakieś 20 lat temu. Telewizja umownie "nie istniała", zaś wrogiem punkowej kultury było państwo, a wraz z nim "ciało społeczne" - nieprzyjaciel nadal obecny w anarchistycznej świadomości (bojkot tzw.małej stabilizacji, oportunizmu czy konsumpcjonizmu - swoistych ikon społeczeństwa XXI wieku). Nie da się także zbyt dokładnie wyobraźić drogi, którą potoczyłaby się historia punk rocka, gdyby miał święcić swój tryumf dziś, w obecnym układzie społeczno-politycznym. Tym bardziej, że punk rock istnieje nieprzerwanie, nie tylko na niwie muzycznej, wspierając kulturę niszową. Zastanawiające jest, iż układ: telewizja - punk rock, nigdy nie istniał i raczej nigdy nie zaistnieje. Jednym z zasadniczych powodów takiego obrotu sprawy jest istniejące, magiczne dla mediów pojęcie "marketing", dla których swoistym licznikiem Geigera muzycznych trendów są fascynacje najmłodszej publiczności (to ona ostatecznie, mniej lub bardziej skutecznie okupuje portfele swoich rodziców, by zdobyć płyty ulubionych artystów). Tymczasem walka mediów jest warta świeczki, bowiem najmłodszy elektorat sceny hiphopowej liczy sobie w tej chwili 10-12 lat. To pokolenie, które w przyszłości będzie kształtować gusta muzyczne masowej publiczności. Należałoby więc zadać pytanie, na ile hip hop jest modą, a na ile kulturą i pomysłem na życie?
Patrząc na obydwa ruchy w kontekście zjawiska kulturowego okazuje się, że hip hop to "punk rock" kapitalizmu. O ile punk zrodził się w warunkach, min. ekonomicznego deficytu (w pierwszej poł. lat 70-tych zakładali go min. synowie angielskich robotników), fundamentem etosu tej kultury stała się afirmacja materialnego ubóstwa, stanowiąca myśl przewodnią życia, zaś wzgarda dla pieniądza - owego "mieć" - stała się kluczowym źródłem resentymentu w punkowej myśli, o tyle zupełnie odmienne jest oblicze "ideowe" hip hopu. Początek tego ruchu podobnie jak punk rocka sięga kontekstu społeczno-politycznego, a przede wszystkim ekonomicznego z silnym wątkiem materialnego ubóstwa. W dużej mierze, pierwsi twórcy sceny hiphopowej i ich odbiorcy są dziećmi bezrobotnych robotników, nierzadko dziedziczący status społeczny swych rodziców, ale i odczytujący ich los jako zwykłe frajerstwo. To dzieci niewolników Babilonu, których wysiłek (nierzadko kilku pokoleń) zdeaktualizował się. Dlatego hip hop stał się głosem pokolenia swoich rodziców a nie rówieśników! To prawdziwy głos współczesnej klasy robotniczej, z małym wyjątkiem. Wyrósłszy z nędzy ekonomicznej hip hop podświadomie afirmuje pieniądz, zarazem odczuwając resentyment do jego braku.
Obserwując niektóre klipy rodzimych raperów konieczne staje się sformułowanie pytania, o czym marzą hiphopowcy? Czy o willi z basenem, o tym żeby nic nie robić, za wyjątkiem rapowania rzecz jasna (z którego popłynie duży hajs)? Miejmy nadzieję, że tak nie jest, zaś klipy hiphopowców potwierdzające ww. marzenia należy raczej odczytywać jako fatalne zauroczenie "hajs lifem". Do specyfiki kultury hip hopu należy także stylizacja. Postać hooligans, ulicznych opryszków, którzy celebrują rytualne "nie" wobec wszystkich tych, którzy coś "mają". To "nie" jest nośnikiem społecznych stereotypów uwalnianych nieprzerwanie min. przez społeczne nastroje, w postaci haseł typu: "Nie istnieje uczciwe bogactwo, dlatego należy gardzić wszystkimi, którzy coś mają". Dostało się także raperom, którym się "udało":-"Kombinują jak rap sprzedać i za niego skasować/Pod przykrywką promować, nawpierdalasz się do syta"- gorzko pointuje Peja/Slums Attack i dodaje - "Ich czas niedługo minie, mówię swoim w rodzinie/(...) To jest właśnie ta wartość, w którą zawsze będę wierzyć/Być nie mieć".

Hip hop jest również (jak obecna epoka-matka punka) szczerze wierny tradycji manufaktury i tzw. podziemia. Tradycja ta jednak, przemieniona w kult prowadzi w jakiejś mierze do wypaczenia pojęcia niezależności w muzyce, sprawia że to, co było obciachem dla punkowców 20 lat temu - obecność w telewizji - jest także obciachowe dla "rasowego" hiphopowca. Konkluzja dla tej retoryki okazuje się prosta: TV to forsa, a forsa to układy, więc TV równa się z brudem.
Dziś nikt nie zajmuje się promocją punk rocka w mediach, a muzyczne środowiska punk rockowe dawno przełknęły gorzką pigułkę prawdy, bowiem pojawienie się w telewizji nie jest obciachem, obciachem o wiele większym jest niezapraszanie przez media artystów sceny niezależnej do muzycznego dialogu. Dzisiejsi weterani punk rocka liczą sobie 35-40 lat (i więcej). Kim są? Albo śledzą notowania giełdowe i noszą laptopy, albo "robią" manufakturę. Kim będą za 10, 20 lat obecni hiphopowcy i jak ułożą się relacje na polskiej scenie hip hop? Istnieje marginalna, twórcza grupa krajowego hip hopu (min. Fisz), która nadaje temu wydarzeniu muzycznemu i kulturowemu nowy, elitarny wymiar stwarzając kto wie,czy nie fundament hiphopowej awangardy, zupełnie nowych prądów, a przede wszystkim idei. Polski hip hop, podobnie jak jego starszy kolega punk rock pochodzą z jednej ulicy. Wciąż jednak trwa wielkie wyczekiwanie w hiphopowej rodzinie na narodziny ugruntowanej idei (ducha), którą punk, póki co, starannie pielęgnuje. I chyba jest w tym jakiś głębszy sens, skoro 3H Warszafski Deszcz zapowiada: "- Ale ci co się wygłupiają/ich nazwiska wszyscy znają/ (...) Istnieje tylko tych kilka ksyw/Zobaczysz bo będzie cię pytał o nie twój syn".- a ja dodaję, Alleluja!

Izabela "Iza( )el" Larisz
Żródło: http://www.rockmagazyn.pl/felieton/84,punk-hip-hop-dzieci-z-jednej-ulicy.htm


czwartek, 20 grudnia 2012

NIE KUPUJCIE ŻYWYCH KARPI !!!


Zbliżają się święta i jak co roku rodacy przygotowują tradycyjny zamach na Karpia!
Tradycja jest ważna i piękna tylko dlaczego ma się nadal odbywać kosztem cierpienia ryby?
Mało kto zastanawia się na co dzień jaka drogę przebywa karp ze stawu na nasz wigilijny talerz
(STŁOCZENIE, CHLOR, BRAK TLENU, ZAMARZANIE ŻYWCEM, a to wszystko przez kilka dni nawet).
Wiecie co? - Chińskie tortury przy tym to pestka! Naprawdę nie mam ochoty
delektować się tak przyrzadzonym karpiem. Ponieważ nie wiem, czy karpie mrożone
równie. nie przecierpiały podobnych katuszy dlatego nie bedę tego roku jadł tej smacznej ryby.
Jeśli jeszcze nie straciliście ochoty na żywego karpia to, jeśli już musicie, kupcie mrożonego karpia.
W ten sposób ograniczycie karpiom cierpień! Z czasem, po upowszechnieniu się nowego, bardziej
humanitarnego zwyczaju kupowania wyłącznie ryb mrożonych, żywych karpi w zbiornikach już więcej na
naszych ulicach nie zobaczymy. Oby jak najszybciej!
NIE KUPUJCIE ŻYWYCH KARPI ! Uzasadnienie czyli droga karpia przez mękę: Karpie, po odłowieniu
w sieci (pażdziernik-listopad) i przewiezieniu do magazynów podlegają następnie oczyszczaniu w
tzw. płuczkach, żeby się odmuliły i wspaniale smakowały. W płuczce maja bieżacą wodę i
mimo stłoczenia tlenu im nie brakuje. Niezbyt to humanitarne działanie, ale jeszcze, o ile nie wrzuci się
nadmiaru ryb, nie wywołuje to zbędnych cierpień. Następnie ryby trzeba dowiezć do punktu sprzedaży i
w tym celu wrzuca się ryby do zbiornika transportowego, w którym setki karpi wegetuje w wodzie
wodociągowej bez tlenu i musi długo oddychać powietrzem atmosferycznym a to już z
cała pewnością jest znęcaniem się nad zwierzętami! (przestępstwo) Jednakże to nie koniec ich męki. Z
basenów na samochodach ryby są przerzucane do zbiorników stacjonarnych na ulicach (nie muszę chyba
tłumaczyć ile bólu i stresu sprawia rybom każdorazowe łapanie i przerzucanie, co wywołuje u nich liczne
urazy), gdzie znajduje się woda z kranu z zabójczym dla ryb chlorem. To wywołuje reakcję obronną i
skrzela karpi pokrywają się śluzem, który dodatkowo utrudnia i uniemożliwia im oddychanie, również
tlenem atmosferycznym. Zresztą, chlor powoduje wydzielanie nadmiaru śluzu na całej powierzchni ryby.
Tak czy siak ryby duszą się, a że należą do ryb odpornych na niski poziom tlenu bo są rybami
dennymi, więc meczą się nawet kilkadziesiąt godzin zanim usną. Nawet jeśli przeżyją
do czasu zakupu, to czeka je teraz transport w reklamówce do gospodarstwa domowego,
w którym szczęśliwa rodzina spożyje go przy wigilijnym stole. W tym czasie rybie nadal brakuje tlenu
(przez folie powietrze nie przenika), skrzela wysychają, a suche tym bardziej nie mogą wchłaniać
ożywczego składnika atmosfery. Poza tym, często panujące w tym okresie mrozy przysparzają rybie
dodatkowych cierpień, bolesny proces zamarzania żywcem.
Często zdarza się, .że karp żyje mimo wszystko i by doczekał świeży do Wigilii,
jest wpuszczany do wanny z wodą, jaką?chlorowaną, bo i skąd wziąć lepszą? Zatem
ryba dusi się dalej.... Na koniec szczęśliwa rodzina spożywa umęczonego "tradycją" karpia. Niestety,
oprócz karpi, są czasem sprzedawane inne żywe ryby, a także inne jeszcze stworzenia wodne. Im też
gotujemy podobny los i dlatego apelujemy do Was, bojkotujcie sklepy, w których sprzedaje się żywe
zwierzęta wodne w celach konsumpcyjnych. Historia świątecznych karpi, ze względu na rozmiar (skalę) i
cykliczność ich tragedii, powinna w pierwszej kolejności zostać potępiona i oprotestowana oraz
zbojkotowana. To się nie powinno nigdy zdarzyć wśród cywilizowanych ludzi! Kwestia mordowania
karpi, często jakże niehumanitarnego, stanowi odrębny problem, ale należy do tego okrutnego rytuału
świątecznego. Wówczas dzieci stają się świadkami a nawet "kibicami" podczas aktu zabijania i
patroszenia ryby. Pomijam kwestie etyczne związane z udostępnianiem dzieciom widoków, których
powinno się im oszczędzić. Fakt zabijania zwierząt w obecności dzieci jest przestępstwem. NIE
KUPUJCIE ŻYWYCH KARPI ! Bądzcie prawdziwymi ludzmi! Oszczędzcie im cierpień!

Fot.Bella Szandelszky


wtorek, 18 grudnia 2012

DZIĘKUJEMY


Dziękujemy za wzięcie udziału w koncercie.Zagrali:
GUANTANAMO PARTY PROGRAM / atmosferyczny sludge / hc
http://guantanamopartyprogram.bandcamp.com/
ALKAPTONURIA / thrash/speed metal
http://www.facebook.com/alkaptonuria
Dziekujemy też za przybycie na wieluńską premierę filmu Przemysława Tymińskiego „Punk Rock według Złodziei Rowerów”. Jest to dokument opowiadający o punkowym zespole z Polski B oraz o wartościach i ideałach przyświecających ludziom, którzy tworzyli scenę niezależną w trudnym okresie transformacji ustrojowej. To powrót do klimatu lat 90-tych, kiedy przyjaciół nie poznawało się na Facebooku a słowo „sukces” brzmiało jak obelga. Ten 50 minutowy obraz wyprodukowany metodą D.I.Y. przypomina o etyce charakteryzującej niegdyś zjawisko nazywane punk rockiem. Jest to film o szczególnym pojmowaniu roli muzyki, tak obcym współczesnej kulturze opartej na komercji i zależności od państwowych dotacji.W filmie wykorzystano m.in. fragmenty nagrań archiwalnych wybranych z ponad 17 godzin materiału udostępnionego przez zespół.

Strona filmu http://studioulica.blogspot.com/
Zwiastun http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=Ih6pni-WWp8
Lista najbliższych pokazów „Punk rocka według Złodziei Rowerów”:
22 grudnia — Warszawa — Punkt & Radio Luxembourg, ul. Górczewska 67, godz.17.30
1 stycznia 2013 — Częstochowa — Galeria Teatr From Poland, ul. NMP 2, godz.19.00
5–6 lipca 2013 — Osowiec Twierdza — festiwal ROCK NA BAGNIE





WYWIAD DLA RADIA ZW

Piotr Walaszczyk z naszego stowarzyszenia był gościem Aliny Frejusz w Radiu ZW.
http://w585.wrzuta.pl/audio/1Is6Bgufb0Q/pracownia_dzialan_alternetywnych_wywiad_dla_radia_zw_grudzien_2012


czwartek, 13 grudnia 2012

90 lat temu...

9 grudnia 1922 roku pierwszym prezydentem II RP został Gabriel Narutowicz. Wybory na ten urząd odbywały się wtedy nieco inaczej niż teraz. Konstytucja marcowa stanowiła, że prezydenta raz na siedem lat wybiera Zgromadzenie Narodowe złożone z posłów i senatorów. Jego uprawnienia były raczej niewielkie. Narutowicz był kandydatem Polskiego Stronnictwa Ludowego „Wyzwolenie”, ale w ostatnim, piątym głosowaniu, w którym zmierzył się z hrabią Maurycym Zamoyskim, wielkim właścicielem ziemskim, poparli go także członkowie Polskiej Partii Socjalistycznej, Polskiego Stronnictwa Ludowego „Piast” i przedstawiciele mniejszości narodowych. Warto zaznaczyć, że Narutowicz uchodził za wybitnego specjalistę w zakresie elektryfikacji i hydrologii. Wiele lat pracował na politechnice w Zurychu, objął tam w 1908 r. katedrę inżynierii wodnej, zdobył też uznanie jako jeden z najwybitniejszych europejskich twórców elektrowni wodnych. Jego dziełem była budowana w latach 1898-1900 elektrownia Kubel pod Saint Gallen o wielkiej jak na owe czasy mocy 3000 KM, kierował też budową obiektu o mocy 10 000 KM w Adelsbuch i paroma innymi. Po powrocie do Polski był ministrem w kilku rządach. Franciszek Bernaś charakteryzuje go w następujący sposób: „[…] był wybitnym uczonym, wynalazcą i budowniczym, politykiem i mężem stanu, postępowym liberałem, człowiekiem, któremu obca była wszelka przemoc i gwałt, szowinizm i ślepy nacjonalistyczny fanatyzm”.
Prawica porażkę odczuła bardzo boleśnie. Jej zwolennicy zaczęli nowo wybranego prezydenta atakować za areligijność i kosmopolityzm, oskarżali go o bycie Żydem, Litwinem i masonem. W kolejnym dniach po wyborze organizowali manifestacje, w czasie których skandowano hasła narodowe, antyżydowskie, a nawet faszystowskie. Prasa o orientacji endeckiej i chadeckiej rozpoczęła brutalną kampanię przeciwko temu wyborowi. Pisano między innymi o „żydowskim pachołku” i rozpowszechniano pogląd, że prezydenta narzucili Polakom właśnie Żydzi.
Jednak sam Zamoyski zachował się bardzo przyzwoicie. Depeszował z Paryża: „Mogę się tylko cieszyć, że przegrałem w Zgromadzeniu i że jego wybór padł na Szanownego Pana. Na stanowisku prezydenta może Pan Profesor uczynić wiele dla Polski. Uznaję z szacunkiem wolę narodu i ubolewam nad zacietrzewieniem, które sprawia, iż pełni Pan swe obowiązki w trudzie, goryczy i niebezpieczeństwie. Zwróciłem się do mego stronnictwa, aby nie łączyło mego nazwiska i mojego dobrego imienia obywatela z motłochem, obrzucającym Szanownego Pana kamieniami”. Nie sądzę, by była to tylko kurtuazja, ale jeśli nawet, to jakże nam jej teraz brakuje...
Zaprzysiężenie próbowano zakłócić. Zwolennicy prawicy zatarasowali nawet ulice prowadzące do gmachu sejmowego, a Narutowicza obrzucili grudami śniegu i błotem. Zabili oni również robotnika Jana Kłuszewskiego. Zaprzysiężenie, zbojkotowane przez przedstawicieli prawej strony sceny politycznej, odbyło się jednak 11 grudnia, a trzy dni później Józef Piłsudski przekazał władzę Narutowiczowi. Ale nawet po tym wydarzeniu ataki nie ustały. W prasie endeckiej ciągle pojawiały się napastliwe artykuły, rzucano oszczerstwa, prezydent zaś otrzymywał anonimy z obelgami i groźbami. Na ulicach endeckie bojówki atakowały pochody robotnicze, zdemolowały one m.in. Okręgowy Komitet PPS w Alejach Jerozolimskich, siedzibę pisma „Robotnik” oraz budynek Żydowskiego Towarzystwa Kulturalnego.
Kilka dni później prezydent został zamordowany przez Eligiusza Niewiadomskiego, ideowo związanego z Narodową Demokracja. Stało się to 16 grudnia podczas otwarcia wystawy w warszawskim Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. Do prezydenta oddano trzy strzały. Morderca został skazany na śmierć, a wyrok wykonano 31 stycznia 1923 r. Wojciech Roszkowski pisze, że „Agitacja prawicy przyniosła więc straszny owoc w postaci pierwszego w dziejach Polski »królobójstwa«”. Zamachowca zeznał, że jego celem był Piłsudski, ale po przekazaniu władzy zmienił on swój plan. Antoni Czubiński dodaje, że plan ten zrodził się „w atmosferze nietolerancji i nienawiści rozpalanej w Polsce przez koła nacjonalistyczne i klerykalne”.
Pogrzeb Narutowicza odbył się 19 grudnia. Zabalsamowane zwłoki pochowane zostały w podziemnej krypcie katedry św. Jana Chrzciciela w Warszawie.
          Niestety, nawet po upływie kilkudziesięciu lat narodowcy nie widzą nic złego w tym haniebnym czynie. Wręcz przeciwnie, niektóre środowiska uważają Eligiusza Niewiadomskiego za męczennika i bohatera. Trudno taką postawę nazwać patriotyzmem. Nie ma w niej miejsca na dialog, pokojowe zmienianie rzeczywistości czy poszanowanie prawa wyboru innych ludzi. Jest za to buta, arogancja, przemoc, szowinizm, wulgarność i nieustanne demolowanie demokracji. Ostatnio zbyt często widzimy to na różnego rodzaju manifestacjach i pochodach. Ale nie dajmy sobie wmówić, że miłość do kraju polega właśnie na czczeniu zbrodniarzy i miotaniu obelg czy kamieni w stronę wszystkich, którzy różnią się od nas choćby w swych poglądach politycznych i postawach światopoglądowych. Niech krzykliwy margines nie narzuca nam swojej chorej definicji patriotyzmu! Nie mamy powodu, by wstydzić się swych liberalnych, demokratycznych, wolnomyślnych poglądów, tym bardziej że w tej sprawie racja nie leży pośrodku.

MB



(F. Bernaś, Ofiary fanatyzmu, Warszawa 1987; A. Czubiński, Historia Polski XX wieku, Poznań 2000; Z. Kaczmarek, Trzej prezydenci II Rzeczypospolitej, Warszawa 1988; W. Roszkowski, Historia Polski 1914-1993, t. 1, Warszawa 1995).



Julian Tuwim

Pogrzeb prezydenta Narutowicza

Krzyż mieliście na piersiach, a brauning w kieszeni.
Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą w pakcie,
Wy, w chichocie zastygli, bladzi, przestraszeni,
Chodźcie, głupcy, do okien - i patrzcie! i patrzcie!

Z Belwederu na Zamek, tętnicą Warszawy,
Alejami, Nowym Światem, Krakowskiem Przedmieściem,
Idzie kondukt żałobny, krepowy i krwawy:
Drugi raz Pan Prezydent jest dzisiaj na mieście.

Zimny, sztywny, zakryty chorągwią i kirem,
Jedzie Prezydent Martwy a wielki stokrotnie!
Nie odwracajcie oczu! Stać i patrzeć, zbiry!
Tak! Za karki was trzeba trzymać przy tym oknie!

Przez serce swe na wylot pogrzebem przeszyta,
Jak Jego pierś kulami, niech widzi stolica
Twarze wasze, zbrodniarze! I niech was przywita
Strasznym krzykiem milczenia żałobna ulica!

wtorek, 11 grudnia 2012

DZIĘKUJEMY

Dziękujemy wszystkim za udział w koncercie.Było was około 200 osób :)
8 grudnia zagrali dla was:Farben Lehre, Nowa Atlantyda, Fast Jabols.






fot.Paulina Wypart, Adrian Michałczyk


poniedziałek, 10 grudnia 2012

DZIEŃ PRAW CZŁOWIEKA


Dzień Praw Człowieka, święto obchodzone corocznie 10 grudnia, ustanowione przez Zgromadzenie Ogólne ONZ (rezolucja 423 (V) z 1950 roku) w rocznicę podpisania Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka w 1948 roku.
Dzień ten poświęcony jest orędownikom praw człowieka na całym świecie, którzy dążą do zapewnienia ochrony własnych praw oraz praw innych i wkładają wiele wysiłku w działania zapewniające przestrzeganie ich na co dzień. Wielu z nich jest za to prześladowanych, pozbawianych pracy czy niesłusznie więzionych. Obchody międzynarodowego Dnia są okazją do uczczenia ich odwagi i osiągnięć.
Sekretarz generalny ONZ w swym przesłaniu z 2010 roku z okazji Dnia Praw Człowieka powiedział:
To przede wszystkim na rządach państw spoczywa odpowiedzialność za zapewnienie ochrony orędownikom praw człowieka. Wzywam wszystkie państwa, by przestrzegały wolności słowa i wolności gromadzenia się, tak potrzebnych w ich pracy.
Gdy życie obrońców praw człowieka jest zagrożone, zmniejsza się poczucie bezpieczeństwa wszystkich ludzi.
Gdy głosy obrońców praw człowieka są zagłuszane, cierpi na tym sprawiedliwość.


piątek, 7 grudnia 2012

Jesteśmy przeciwko ubojowi rytualnemu!

A było tak: w roku 2004 eseldowski minister rolnictwa wydał rozporządzenie, które wprowadzało możliwość uboju rytualnego. Jednak kilka dni temu Trybunał Konstytucyjny wykazał sprzeczność rozporządzenia z polskim prawem i uznał je za nieważne. Niestety 1 stycznia wchodzi w życie rozporządzenie unijne, które zezwala na ten sposób uśmiercania zwierząt i będzie ono obowiązywało w krajach, które na takie praktyki się zgadzają. Nasze Ministerstwo Rolnictwa już szykuje nowelizację zezwalającą na ten rodzaj uboju. Członkowie Polskiego Stronnictwa Ludowego zbierają podpisy pod projektem ustawy dopuszczającej ten rodzaj zabijania zwierząt, a ma to związek prawdopodobnie z tym, że niektórzy posłowie tej partii są właścicielami ubojni.
          Sprawa jest poważna. Kilka miesięcy temu w tygodniku „POLITYKA” artykuł na ten temat popełniła Agnieszka Sowa. Opisała w nim, jak wygląda ubój rytualny:
Najpierw, poganiane elektrycznym pastuchem, wchodzą pojedynczo do stalowej komory w kształcie walca. Walec zamyka się, krowa musi wystawić głowę przez jedyny otwór. Stalowe pudło obraca się o 180 stopni, krowa leży w klatce do góry nogami, pneumatyczny chwytak unieruchamia jej głowę, wyginając szyję do tyłu. Rzezak wypowiadając słowa modlitwy podrzyna zwierzęciu gardło. Krew chlusta do góry. Walec wykonuje następne pół obrotu, krew leje się już zgodnie z prawami fizyki. Walec otwiera się i krowa wypada na stalową kratownicę. Co któraś wychodzi o własnych siłach, wierzga i rzuca głową, czasem wstaje i – mimo że wszystko jest śliskie od krwi – próbuje uciec. Agonia trwa około dwóch minut. Wszystko w rytm łomoczącej maszynerii. Czasem rzeźnik od razu podwiesza zwierzę za nogę do góry na łańcuchu. Krowa, jeszcze żywa, pręży się i próbuje uwolnić. Następna, już w klatce, widzi konającą poprzedniczkę (A. Sowa, Horror na eksport, „POLITYKA”, nr 12, 31 marca 2012 r.). 

        Bioetyk z Muzeum i Instytutu Zoologii Polskiej Akademii Nauk, członek Polskiego Towarzystwa Etycznego profesor Andrzej Elżanowski powiedział na antenie radia TOK FM, że choć żaden ubój na skalę przemysłową nigdy nie jest do końca humanitarny, to różnica między ubojem konwencjonalnym a rytualnym polega na tym, że o ile w przypadku uboju konwencjonalnego zwierzęta są narażane na skrajne cierpienia w wyniku „niedbalstwa, niesprawności sprzętu, chamstwa czy braku nadzoru inspekcji weterynaryjnej”, to w przypadku uboju rytualnego chodzi o torturę, która jest wpisana w samą procedurę tego zwyczaju. Dodał również: „Porównanie uboju rytualnego ze standardowymi metodami uboju zostało przeprowadzone już kilkakrotnie przez kompetentne komisje międzynarodowe, składające się m.in. z lekarzy weterynarii i innych, którzy nie analizowali tego in abstracto, lecz chodzili do ubojni rytualnych i sprawdzali, jak to w rzeczywistości się odbywa. Wyniki obserwacji i badań tych komisji są zbieżne i jednoznaczne: ubój rytualny jest gorszy dla zwierząt, naraża je na dodatkowe przedśmiertne cierpienia”.

       Mamy do czynienia z barbarzyństwem, które próbuje usprawiedliwiać się wolnością religijną. W niektórych europejskich krajach jest ono zakazane, między innymi w Szwecji, Szwajcarii, Islandii i na Łotwie. Mamy nadzieję, że polscy politycy także staną po stronie bestialsko zabijanych zwierząt, a nie garstki biznesmenów czerpiących z tego okrucieństwa korzyści. Pocieszające jest to, że coraz więcej ludzi, także ze świata mediów i polityki, protestuje.
         Osobiście podzielam zdanie redaktora Cezarego Łasiczki z wymienionej wyżej stacji radiowej, który wypowiedział się w tej samej audycji w następujący sposób: „Mój głos w wyborach uzależniony jest od rozwiązania tej sprawy. Albo udajemy, że bawimy się w demokrację, albo to jest prywatny folwark kilku panów, którzy chcą na tym kosić kasę”. Ja także przy najbliższej okazji rozliczę polityków za ich stanowisko w tej sprawie. Wam także to polecam, ale teraz musimy zrobić wszystko, by zastopować w Polsce to bestialstwo.

MB



czwartek, 6 grudnia 2012

MACIEJ BIESZCZAD-POETA


Maciej Bieszczad - urodził się w 1978 roku w Wieluniu. Debiutował kilkoma wierszami na łamach łódzkiego Tygla Kultury. Wiersze publikował głównie w ogólnopolskich pismach literackich, m.in. w Akcencie, Toposie, Kresach, Pograniczach, Odrze. Jest autorem tomu wierszy pt. „Elipsa”, za który otrzymał III nagrodę Złotego Środka Poezji za poetycki debiut roku 2010. W 2012 roku, w Wydawnictwie Mamiko, ukazała się jego druga książka poetycka pt. „Okolice Gerazy”. Mieszka i pracuje w Wieluniu.


„Debiut i to szczęśliwie taki, o którym można powiedzieć sporo dobrego. Maciej Bieszczad (ur. 1978) publikował wiersze w prasie literackiej, co pozwoliło mu jako poecie okrzepnąć. W szczupłym zbiorku zawarł utwory starannie wybrane. Powstały one z namysłu, z obserwacji, z niejasnych, a jednak silnych emocji. Poeta wybiera niedopowiedzenie i znak zapytania na zamknięciu wersu, co po ludzku może znaczyć: nie wiem, chciałbym wiedzieć. Bieszczad nie moralizuje i nie narzuca się czytelnikowi. Zostawia go (ale i siebie) z wierszem – znakiem, który należy dopełnić swoją własną wrażliwością, i ten niby ołówkowy szkic zapełnić kolorami, pozwolić mu żyć pełniejszym życiem. Zatem skromność i dojrzałość. Te dwa atrybuty młodego autora pozwalają z ufnością patrzeć w jego poetycką przyszłość.”

                                                                                        Piotr Szewc, „Nowe Książki” 3/2011



„Pola, łąki, mogiły bezimiennych dzieci, sine niebo, stada wron...Tak, Maciej Bieszczad to poeta nieobecności.

Mam wrażenie, że podstawą tego świata i zarazem kluczem do poezji Bieszczada jest właśnie owo „niżej”, impulsy, których echo ledwie słychać na powierzchni.”

                                                                                         Marcin Orliński, „Akcent”(123) 2011


„Obcujemy z poezją, która żąda skupienia, gdzie temat rozwija się swoim tempem i jest zawsze na poetyckiej krawędzi, skąd można ruszyć dalej, ale nie trzeba. Pogłębiona kontemplacja występuję na równi z dojrzałym namysłem”

                                                                                         Bartosz Suwiński, „Fraza”(71) 2011




„Klawisz BackSpace pisze najlepsze wiersze. Myślę, że z tą definicją zgodziłby się Maciej Bieszczad, którego minimalistyczne, medytacyjne wiersze zebrane w tomie „Elipsa” przykuły moją uwagę. W najlepszych realizacjach po prostu nie ma w nich zbędnego słowa, wszystko jest tu na swoim miejscu a zarazem, jak chciałby bliski mi bardzo Eugeniusz Tkaczyszyn -Dycki, przypadkowe i nieoczywiste.”

                                                                                                  Artur Fryz, fragment laudacji


„Poezja Macieja Bieszczada jest tropieniem prześwitów bytu, szukaniem jego miejsc jaśniejszych i ciemniejszych – promieniujących tajemnicą.”

                                                                                                    Magdalena Rabizo – Birek


„Sporą część pomieszczonych w tym zbiorku wierszy można interpretować jako zapisy wypraw w poszukiwaniu pierwotnej zasady istnienia ukrytej w otchłaniach podświadomości. Nie wystarczy poecie opisywanie świata pastelą, frazą świeżą jak poranny promień. Sprawne naśladownictwo chińskiego klasyka imieniem Tu Fu, na krótko zaspokaja jego warsztatowe ambicje. Przecież nie igraszkom poezjowanie Bieszczada ma służyć.”

 
                                                                      Piotr Wiktor Lorkowski, „Topos”(116-117) 2011



Oduczanie się twarzy. Medytacja druga.

Po dwóch miesiącach spadł deszcz.
Dzbany butelki słoiki wszelkie
naczynia zostawione na stole
przed domem kilkakrotnie

w ciągu dnia napełniały się
będąc przecież przez cały
ten czas pełne. Jak często
czekałem na coś co już
się wypełniło.








Poeta Tu Fu pisze wiersz

Porywisty wiatr uniósł dzikie kaczki.
Wzbiły się rozbudzone w sine niebo.
Na brzegu rzeki kilku rybaków
rozmawia o udanym połowie,
skrupulatnie gasi ogniska.
Niepokoi mnie to puste miejsce,
nieopisane, pominięte,
tam w górze, ponad obłokami.
Myślę o tym kim będę,
kiedy już zwiną sieci
i wrócą do swoich domostw.










W ruchu. Z poetyki wiersza krótkiego.

Przewaga być może polega
na oddechu.

Krótki i astmatyczny
z reguły mówi prawdę.

Odmierza i hipnotyzuje.
Jest wahadłem.

Jest żarem
nie mogącym utrzymać żaru.







Kronika

Krzyk ptaka na rafie skalnej uczynił mnie niemym.
Spisuję zwierzenia przypływów
kreśląc  kredą na skale znaki
nieznanego pisma.
Gwiazda wpisana w koło
oznacza dogasającą świadomość
przed przemienieniem.
Otwarte oczy przedstawiają
błękit po przemianie ciała w powietrze.
Wolę oddalające się obłoki
niż istnienie które mnie opuściło.
Odwiązuję czerwone chorągwie
na święto wiatru.









Lumen

Dotkliwa wada wzroku
zmusiła mnie do zawiłych
poszukiwań w krętych korytarzach
nieczynnych sztolni. Moje cztery twarze
pielgrzymowały do jednego oblicza.
Nieznanego nikomu.
To, czego szukali moi czterej wrogowie
w całości było z materii światła.
To, czego się obawiali najbardziej
błądziło w tunelach, ślepe.



Pięciuset

Nie ma ich w przekazach
historycznych. Już u źródeł
są niemedialni.

Około pięćset osób
widziało Go w zmartwychwstałym
ciele. Tylu gapiów można

zgromadzić na targowisku
w galeriach handlowych.
Tam mógł pójść.

(Co ciekawe nie poszedł
do Heroda Piłata).

Że też nikt poza Pawłem
tego nie odnotował.

Nic nieznaczące zeznania
świadków pomogłyby
naszemu niedowiarstwu?

Gdzie byśmy poszli
po tym jak z rąk
wypadłyby nam cytrusy?



Wystawione na pokaz

Zgromadził je na
odkrytym wzgórzu

Nieświadome
posłuszeństwa
poszły za nim

Zostały wywołane

Pierwsza szła duma
za nią pogarda
na końcu biegła
nienawiść

Lecz niewątpliwie
sprowadziło je tam
coś jeszcze

Upał pustoszył ulice
Żądni zysku kupcy
szukali cienia

Tak czy owak
mogły się wreszcie
sobie przyjrzeć


Oczy

Mogły widzieć więcej.
Jak bowiem wyjaśnić
ten permanentny stan głodu?
Chciałyby widzieć wyraźnie.

Za oknem znoszą jabłka z sadu.
W taką pogodę odsłaniają się
ośnieżone masywy górskie.
Mogły kiedyś naprawdę widzieć.

Co zobaczą w momencie
zatrzymania serca i źrenic?
Chciałyby ujrzeć cokolwiek.

Topnieje śnieg. Kosze pełne
jabłek wnoszą do piwnic.


Lustra

Najciekawsze są
te zamazane

Wygląda na to
że to właśnie
te kupione pięćdziesiąt
lat temu pokazują najwięcej

Całkowite
przeciwieństwa
tych w odświętnych
manierycznych ramach

Takie najczęściej
odpowiadają
zbyt błyskotliwie
kiedy je pytasz o wygląd



Linie

Palec wskazujący
odbity na podświetlonej folii
sam nagle zdradza pewien
wzór prototyp Ze znakiem

zostawionym przez kciuk
jest podobnie W sumie spora
większość gdzieś prowadzi
Co dopiero cała dłoń

Tym bardziej obie dłonie
Dwa różne drogowskazy
Wciąż szukasz dowodów?
Widać je gołym okiem

Okręgi nieuchronnie
zmierzają do wewnątrz
Drogi rozwidlają się w
zagadkowych kierunkach      




Złoty Środek Poezji, Kutno 2011
(fot. D. Szukalska)




sobota, 1 grudnia 2012

PUNKROCKOWA MAPA NIEMIEC


Zapraszamy w muzyczną podróż po kraju naszych sąsiadów.
Dzisiaj Berlin.Tam właśnie powstała punkrockowa formacja Beatsteaks.
Zespół rozpoczęcie swojej działalności datuje na 1995 rok.
Założyli go: Peter Baumann, Stefan Hircher, Alexander Rosswaag oraz Bernd Kurtzke.
Wkrótce dołączył do nich jako wokalista Arnim Teutoburg-Weiß.
W 1996 roku zostali laureatami konkursu muzucznego i w nagrode zagrali przed Sex Pistols.
Był to wtedy dopiero ich dziesiąty publiczny występ.
Pierwszy album ukazuje sie w 1997 roku.Nosi tytuł 48/49,od numeru domu,w którym mieli próby.
W 2004 roku na gali MTV Europe Music Awards zespół zdobył nagrodę dla najlepszego zespołu niemieckiego.
Albumy studyjne:
(1997) 48/49
(2000) Launched
(2002) Living Targets
(2004) Smack Smash
(2007) .limbo messiah
(2008) Kanonen auf Spatzen - album koncertowy
(2011) Boombox
Oficjalna strona zespołu:http://beatsteaks.com/en
Profil grupy na myspace:http://www.myspace.com/beatsteaks



Berlin – stolica, siedziba rządu Republiki Federalnej Niemiec. Największe miasto Republiki Federalnej Niemiec, na prawach kraju związkowego. Zajmuje powierzchnię 890 km2, zamieszkuje je blisko 3,5 mln osób. Jest największym po Londynie i Paryżu miastem w Unii Europejskiej.
Więcej:http://pl.wikipedia.org/wiki/Berlin