25 listopada to Międzynarodowy Dzień Eliminacji Przemocy wobec Kobiet, który rozpoczyna na świecie 16 dni aktywizmu poświęconych temu problemowi. Wezwijcie rząd do podpisania przez Polskę konwencji o zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej.
http://amnesty.org.pl/index.php?id=222
DOŁĄCZ DO NAS.ZOSTAŃ CZŁONKIEM NASZEJ SPOŁECZNOŚCI :)
Nasz adres mailowy: pracownia.alt@gmail.com Nasz facebook: http://www.facebook.com/pracownia.dzialan.alternatywnych
niedziela, 25 listopada 2012
czwartek, 22 listopada 2012
PODARUJ PLUSZAKA MAŁEMU PACJENTOWI!
Zachęcamy wszystkich do udziału w akcji organizowanej przez
Radio Ziemi Wieluńskiej! W budynku RZW przy ul. Kilińskiego 23, między 8:00
a 16:00, można zostawiać maskotki, które w mikołajki powędrują do maluchów leżących
w wieluńskim szpitalu. Dla nas to drobiazg, a tym małym pacjentom możemy dostarczyć sporo frajdy i radości. Do dzieła! :-)
wtorek, 20 listopada 2012
MUZYCZNA KARTKA Z KALENDARZA 20 listopada
30 lat temu, w 1982 roku, ukazało się pierwsze wydawnictwo w historii zespołu Beastie Boys. Nowojorska grupa wydała wówczas EP-kę Polly Wog Stew, utrzymaną w stylu hardcore punk. W niczym nie przypomina ona późniejszych albumów Beastie Boys - płyt Paul's Boutique, Ill Communication czy Hello Nasty, które należą do klasyki hip-hopu. Polly Wog Stew zawiera 8 utworów, które w sumie trwają 10 minut i 42 sekundy.
Tak grali Beastie Boys 30 lat temu:
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=lu5VkypHzoI
poniedziałek, 19 listopada 2012
70. rocznica śmierci Brunona Schulza
Siedemdziesiąt
lat temu od kuli gestapowca zginął w drohobyckim getcie Bruno Schulz – prozaik,
rysownik, nauczyciel, autor „Sklepów cynamonowych”, „Sanatorium pod Klepsydrą”
i „Xięgi bałwochwalczej”.
niedziela, 18 listopada 2012
Polecamy przeczytać... (9)
„Igrać z najbardziej uświęconymi
pojęciami, z najbardziej czcigodnymi uczuciami, próbować ich siły i szczerości,
rozkładać je odczynnikiem śmiechu, prowokować obłudne oburzenia, demaskujące
dyskusje, wpuszczać powietrze, ośmielać do myślenia, iżby pośród walących się
bałwanów zostało to, co naprawdę szanowne – oto zadanie, które chciałbym
spełniać wedle sił moich” – tak pisał Tadeusz
Boy-Żeleński, a my po 71 latach od jego śmierci nie mamy wątpliwości, że
postanowienie swoje wprowadzał w życie na każdym etapie swojej piśmienniczej
działalności. Pracował zaś nieustannie. Spod jego pióra wyszły zarówno zabawne
utwory poetyckie dla kabaretu Zielony Balonik, jak i setki recenzji, szkiców, przedmów,
esejów i felietonów. To dzięki niemu możemy się dziś rozkoszować w mistrzowski
sposób przełożonymi na język polski największymi dziełami literatury
francuskiej, której był niestrudzonym tłumaczem. Biblioteka Boya liczy ponad sto pozycji, a znajdują się na niej między innymi Villon, Diderot,
Montaigne, Rabelais, Molier, Balzak, Stendhal i Wolter. Czytamy u Józefa Hena, że szło
mu między innymi „o świadome rugowanie wpływów germańskich. O przeszczepienie
na grunt polski jasnej, racjonalistycznej myśli francuskiej. Był w tym sprzeciw
wobec naporu »obcej nam«, jak pisał (obcej naszemu temperamentowi,
umysłowości), pesymistycznej, przygnębiającej skandynawskiej filozofii życia.
Przeorientować Polskę (polską inteligencję) kulturalnie! – ni mnie, ni więcej
tylko takie zadanie – na własną rękę! – zamierzył frywolny wierszopis […]” (s.
110-111).
Wydawnictwo
W.A.B. od kilku lat wypuszcza na nasz rynek książki z serii „Fortuna i Fatum”.
Dzięki niej każdy czytelnik, mniej czy bardziej wyrobiony literacko, ma szansę
poznać życiorysy bardzo różnych, ale raczej znanych postaci ze świata sztuki,
polityki czy nauki. Możemy poczytać więc o Warholu, Słowackim, Iwaszkiewiczu,
Tołstoju, Majakowskim, Picassie, Janis Joplin, Nałkowskiej, Janie Potockim,
Einsteinie, czy Edwardzie Munchu. Miałem do czynienia z kilkoma biografiami z
tego właśnie cyklu i na żadnej się nie zawiodłem. Mogę polecić więc choćby
pracę o życiu Karola Marksa (Francis Wheen), Tadeusza Kościuszki (Alex
Storozynski), Janusza Korczaka (Joanna Olczak-Ronikier) czy wreszcie Tadeusza
Żeleńskiego (Józef Hen „Boy-Żeleński.
Błazen – wielki mąż”, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2008).
Myślę,
że bohater tej notatki to jedna z najciekawszych osobowości międzywojennej
Polski. W tym okresie utalentowanych, oryginalnych i szczerze zaangażowanych w
różne sprawy ludzi było naprawdę sporo, ale chyba nikt tak głośno i odważnie nie
mówił o prawach reprodukcyjnych kobiet czy zbyt dużej – delikatnie mówiąc –
ingerencji kleru w sferę państwową i osobistą. Jednocześnie mało kto był tak
zaciekle atakowany ze wszystkich stron. „Ileż ten człowiek musiał znieść –
pisze biograf. Ileż spotkało go zniewag, wyzwisk, podłych insynuacji, pogróżek”
(s. 205). Był Żeleński jednym z założycieli pierwszej nad Wisłą Poradni
Świadomego Macierzyństwa. Otwarcie nastąpiło 25 października 1931 roku, a lokal
udostępnił Centralny Związek Metalowców. Poradnia miała konkretny cel –
przekazywać wiedzę o zapobieganiu niechcianej ciąży, ale też walczyć z
bezpłodnością i przygotować kobiety do macierzyństwa. Walczył później piórem o
dostęp do legalnej aborcji i powszechną edukację seksualną. W jednym z jego
felietonów, drukowanych w prasie w czasie prac Komisji Kodyfikacyjnej nad nowym
systemem prawnym, czytamy:
„Uczynić biedną dziewczynę matką,
pozbawić ja pracy dlatego, ze się spodziewa macierzyństwa, kopnąć ją z pogardą,
zrzucić na nią cały ciężar błędu i jego skutków i zagrozić jej latami
więzienia, jeżeli, oszalała rozpaczą, chce się od tego zbyt ciężkiego na jej
siły brzemienia uwolnić – oto filozofia praw, które, aż nadto znać, były przez
mężczyzn pisane! Głosić wzniosłe teorie o »prawie
płodu do życia«, znów grozić matce
więzieniem w imię praw tego płodu, ale równocześnie nie troszczyć się o to, aby
nosicielka tego płodu miała co do ust włożyć… I rzecz szczególna, ten sam płód,
nad którym trzęsą się ustawodawcy, póki jest w łonie matki, w godzinę po
urodzeniu traci wszelkie prawa do opieki prawnej, może zginąć pod mostem z
zimna, gdy matka – którą jej »święte« macierzyństwo czyni nieraz wyrzutkiem
społeczeństwa – nie mas dachu nad głową” („Największa zbrodnia prawa karnego”,
w: „Piekło kobiet”, Poznań 1992, s. 118-119).
Większość tekstów z tego zbioru do
dziś jest zresztą aktualna. Profesor Hen przy tej okazji wspomina, że swoje
postępowe teksty publikował Boy w gazecie prorządowej („Kurier Poranny”), a
popierali go piłsudczycy, którzy właśnie dzisiaj są wysławiani przez jego
potwarców. Bo myliłby się ten, który by sądził, że zajadłe ataki na autora
„Piekła kobiet” ustały po kilkudziesięciu latach, bynajmniej.
Ale
światopoglądowe spory, mimo ich niewątpliwej wagi, to jednak margines jego
działalności. Pisał przecież poczytne recenzje i utwory do popularnego w
Krakowie Zielonego Balonika, realizował się jako wytrwały tłumacz czy jako
lekarz. Obcował z najgłośniejszymi osobowościami swoich czasów (Przybyszewski,
Tetmajer, Wyspiański, Makuszyński, skamandryci i in), przeżywał zauroczenia i
miłości. Uczestniczył też w weselu Lucjana Rydla, ale nie stał się pierwowzorem
dla żadnej osoby z dramatu Wyspiańskiego (w przeciwieństwie do swojej przyszłej
zony). O tym wszystkim przeczytamy w tej pracy, a Józef Hen zadbał, byśmy
się podczas tej lektury nie nudzili. Tak naprawdę „Dziewice konsystorskie” czy
„Nasi okupanci” zajmują w niej wyjątkowo mało miejsca, najwięcej jest chyba jednak o
wizytach w teatrze i tekstach będących ich konsekwencją.
Nieżyjący
już Krzysztof Teodor Toeplitz napisał w jednym ze swych felietonów, że pisarstwo Boya cechuje światłe, racjonalistyczne, uwolnione od kadzidła i
szlacheckiego bełkotu odczytanie polskiej tradycji literackiej. Pisał więc
Żeleński zupełnie inaczej chociażby o Mickiewiczu, obdzierał go z
„mętno-żywoto-świątecznego stylu”. Odbrązowił także Jana Sobieskiego. Zrobił to
na tyle skutecznie, że musiał wyjechać za granicę, bowiem „Marysieńką Sobieską”
dotknięci poczuli się rezerwiści z pułku noszącego imię króla. Uznali oni, że
znieważono ich patrona i bohatera.
Nie
wszyscy zdają sobie sprawę, że często na co dzień „mówimy Boyem”. Znacie na
przykład to nadużywane „pijane dziecko we mgle”? Ono jest właśnie jego
autorstwa! Opisał w ten sposób „szkraba pędzącego przez ulicę” po swojej
pierwszej w życiu dawce wódki, a tym szkrabem był on sam. Albo „Bo z tym cały
jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz”? To również Żeleński!
Raczej
mało jest w tej książce polityki i historii. Szczególnie dramatyczny wydaje się
jednak opis pierwszych dni drugiej wojny światowej. Boy za namową bratanka
ewakuował się ze stolicy i ósmego albo dziewiątego września przybył do Lwowa.
Tam prowadził wykłady i publikował też co jakiś czas w „Czerwonym Sztandarze”, jedynej
gazecie w języku polskim (dzisiaj w niektórych środowiskach zupełnie bezmyślnie
traktuje się to jako zarzut). Pisał tam między innymi o Mickiewiczu,
Balzaku i Stendhalu. Publikował również recenzje teatralne. Wszystko skończyło się jednak 30
czerwca 1941 roku. Do Lwowa wkroczyli wtedy Niemcy, radośnie witani
przez Ukraińców i niektórych Polaków.
Tadeusz
Żeleński rozstrzelany został 4 VII 1941 roku we Lwowie. Józef
Hen kończy książkę takimi słowami: „Nie ma grobu Boya-Żeleńskiego. Została
twórczość, oczywiście – jest czym się żywić. I została pamięć… Jest co chronić”
(s. 289). Oczywiście ma rację.
MB
Książka nie jest dostępna w
wieluńskich bibliotekach.
Cena: 44,90 zł
poniedziałek, 12 listopada 2012
piątek, 9 listopada 2012
ROCZNICA NOCY KRYSZTAŁOWEJ
Spalenie 29 żydowskich domów
towarowych i 171 domów mieszkalnych, zniszczenie około 250 synagog (oficjalne
sprawozdanie złożone przez Heydricha stwierdzało, że spalono ich 101), zbezczeszczenie
wielu kirkutów, spustoszenie około 7,5 tysiąca „niearyjskich” sklepów,
zamknięcie kilkudziesięciu tysięcy osób w obozach koncentracyjnych i śmiertelne
pobicie co najmniej 91 Żydów – oto szokujący bilans nocy z 9 na 10 listopada
1938 roku w nazistowskich Niemczech. Dziś to tragiczne wydarzenie nazywane jest
„nocą kryształową” (od ilości szkła, które pokryło niemieckie ulice).
Jednak
nieludzkie traktowanie Żydów zaczęło się w Niemczech
dużo wcześniej. 1 IV 1933 r. zorganizowano masowy bojkot sklepów, lekarzy,
prawników itd., „dla obrony przed zagraniczną propagandą grozy”. Nie obyło się
przy tym bez napadów, lżenia i poniżania. 10 maja na placu Opery w Berlinie spalono
książek autorów żydowskich i przeciwników reżimu hitlerowskiego. Jednocześnie
dokonywano licznych gwałtów na ludności żydowskiej, napadano na synagogi i
lokale. We wrześniu 1935 roku uchwalono „ustawy norymberskie”, które stawiały
Żydów na niższym poziomie prawnym. Pozbawiły one tę ludność m.in. prawa
wyborczego, prawa zajmowania stanowisk urzędowych i możliwości służenia w armii
niemieckiej. Wyłączyły ją z życia politycznego, społecznego i kulturalnego. Wkrótce
nowe zarządzenia podawały wydłużającą się listę zawodów, których nie wolno było
im wykonywać. Usuwały one Żydów z weterynarii, profesury i odbierały im prawo
nauczania we wszystkich kategoriach szkół. Wykluczały farmaceutów, lekarzy i
dentystów z publicznej służby zdrowia. Dziesiątki tysięcy „nie-Aryjczyków”
straciło państwowe posady. Ostatecznie zabroniono im nawet handlu i pozostała właściwie
już tylko praca fizyczna. „Ustawa o ochronie niemieckiej krwi oraz niemieckiego
honoru” zabraniała Żydom małżeństw, a także stosunków pozamałżeńskich z
nie-Żydami. Naruszenie paragrafu o „zhańbieniu rasy” groziło publicznym napiętnowaniem
i więzieniem.
A
co działo się przed II wojną światową w Polsce? Członkowie i sympatycy takich
organizacji jak Młodzież Wszechpolska, Stronnictwo Narodowe czy Obóz
Narodowo-Radykalny domagali się usunięcia żydowskich studentów z uczelni, dochodziło
również do licznych pobić i plądrowania sklepów. W drugiej połowie lat 30.
niektóre uniwersytety wprowadziły tzw. numerus clausus. Ograniczało to w
znaczący sposób możliwość studiowania młodzieży żydowskiej. Stworzono także
getta ławkowe. Zamordowany w 1922 roku przez prawicowego fanatyka Gabriel
Narutowicz (pierwszy prezydent II RP) także uznawany był za „pachołka Żydów”…
Pracownia
Działań Alternatywnych sprzeciwia się wszelkim formom nietolerancji i
dyskryminacji. Uważamy, że w Polsce każdy, bez względu na kolor skóry, narodowość,
orientację seksualną, płeć, wiek, przekonania polityczne (jeżeli nie propagują one
nienawiści i totalitarnego ustroju) i religijne oraz ich brak, powinien mieć
prawo i możliwość życia w zgodzie ze swoim światopoglądem i wyznawanymi
wartościami. Nie domagamy się wiele – pragniemy jedynie, by respektowane były
artykuły Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej.
MB
(W. Czapliński, A. Galos, W.
Korta, „Historia Niemiec”, Wrocław 1981; A. Eisenach, „Hitlerowska polityka
zagłady Żydów”, Warszawa 1961; „Nasz wiek XX”, pod red. M. Leiera, Warszawa
1996).
wtorek, 6 listopada 2012
Polecamy przeczytać... (8)
Z głośną
publikacją Jana Tomasza Grossa zapoznałem się dopiero w tamtym roku. „Sąsiedzi” („Historia zagłady żydowskiego
miasteczka”; Fundacja Pogranicze, Sejny 2008) traktują o zbrodni dokonanej w
Jedwabnem przez Polaków na Żydach. Pozycja oczyszczająca, otwierająca
nowy etap w naszej historii. Mam wrażenie, że gdyby nie Gross, to dalej u znacznej
części społeczeństwa dominowałby pogląd o zawsze odważnym, bohaterskim i
pokrzywdzonym narodzie polskim. Ale historia nigdy nie jest ani czarna, ani
biała.
W pracy autor
w przystępny sposób opisał to, co doprowadziło i było efektem wydarzenia z 10
lipca 1941 roku, kiedy Polacy urządzili w Jedwabnym pogrom swoich żydowskich
sąsiadów. Finałem było spalenie kilkuset Żydów w stodole (Gross pisze, że
zginęło ich 1500). Samo wydarzenie zaś nie jest już opisywane tak klarownie,
albowiem dużo w tej książce brutalnych fragmentów pochodzących z relacji
bezpośrednich świadków. Czytamy więc już na pierwszych stronach:
„Jakuba Kaca ukamieniowali oni
[Polacy] cegłami, a Kraweckiego zakłuli nożami, później wydłubali mu oczy i
obcięli język. Męczył się nieludzko przez 12 godzin dopóki nie wyzionął ducha.
Tego samego dnia zaobserwowałem straszliwy obraz: […] obie z niemowlętami na
rękach widząc co się dzieje poszły nad sadzawkę, woląc raczej utopić się wraz z
dziećmi, aniżeli wpaść w ręce bandytów. […] Spalano brody starych Żydów,
zabijano niemowlęta u piersi matek, bito morderczo i zmuszano do śpiewów,
tańców itp. […] Pokrwawieni, skaleczeni, zostali wepchnięci do stodoły. Potem
stodoła została oblana benzyną i podpalona, po czym poszli bandyci po
żydowskich mieszkaniach szukając pozostałych chorych i dzieci. […] dzieci
wiązali po kilka za nóżki i przytaszczali na plecach, kładli na widły i rzucali
na żarzące się węgle” (s. 10-12; pisownia oryginalna).
Nieco później natrafiamy na
równie wstrząsającą relację:
„Nie byłam przy tym, jak obcinali
głowy ani jak zakłuwali Żydów ostrymi tykami. To wiem od sąsiadów. Nie widziałam
też jak nasi kazali się topić młodym Żydówkom w stawie. Widziała siostra mojej
mamy. […] Widziałam jak katowali Żydów w bożnicy i jak skatowanego Lewiniuka,
który jeszcze dychał ludzie żywcem zakopali… Zapędzili wszystkich do stodoły.
Oblali naftą z czterech stron. Trwało wszystkiego dwie minuty, ale ten krzyk…
Mam go w uszach” (s. 64); „[…] córce nauczyciela chederu, którą wszyscy znali,
bo uczyli się u niej w domu czytać po hebrajsku […] obcięto głowę i zabawiano
się potem, kopiąc ją jak piłkę” (s. 70).
Szokuje opis grzebania ciał:
„[…] trupy były ze sobą splecione
jak korzenie. Ktoś wpadł na pomysł, żeby rozdzierać po kawałku i zrzucać te
kawałki do wądołów. Przynieśli widły od ziemniaków, rozrywaliśmy jak szło: to
głowę, to nogę…” (s. 75).
Gross
pokazuje, że przypadek Jedwabnego nie jest odosobniony, bo mordy i
prześladowania miały też miejsce w innych, sąsiednich miasteczkach. Co ciekawe,
w kolejnych pogromach brali udział często ci sami ludzie, którzy zjeżdżali się
mordować do kolejnych miejsc jak na odpust czy jarmark. Ukazuje także tło
ekonomiczne zbrodni, bo choć żydowscy sąsiedzi zostali zamordowani, to ich
majątek nie został spalony. Do tego wątku autor powraca też w „Strachu”, w
którym to pieniądze są jednym z głównych przyczyn nienawiści do Żydów
wracających do swych domów, a zajętych
już niejednokrotnie przez Polaków. Ciarki na plecach wywołuje pytanie rzucone w
stronę jednego z wracających do swego gospodarstwa: „Herszek, to ty żyjesz?”…
Kilku
sprawców opisywanej zbrodni zostało ukaranych przez peerelowskie władze. Procesy
odbyły się w 1949 i 1953 roku, lecz przeprowadzono je niedbale, nie
przywiązywano do tego wydarzenia odpowiedniej wagi. Ale także dzięki temu
badacze mogą mieć pewność, że dokumentacja nie została sfałszowana. Raczej
nikomu nie zależało, by sprawa nabrała rozgłosu. Ta cisza trwała kilkadziesiąt
lat i przerwał ją dopiero Gross. Myślę, że powinniśmy mu raczej dziękować. Ja
nie czuję, żeby została zraniona moja duma, a naród został sponiewierany. Każda
zbiorowość ma swoje triumfy i upadki, chwile bohaterstwa i totalnej
degrengolady. Polacy nie mogą być wyjątkiem. Nie jesteśmy krystaliczni, nie
jesteśmy Chrystusem narodów, jesteśmy tacy, jak inni.
„[…] gdyby nie było inwazji
Hitlera na Polskę, to Żydzi jedwabieńscy nie zostaliby wymordowani przez swoich
sąsiadów. […] tragedia jedwabieńskich Żydów jest tylko epizodem w wojnie na
śmierć i życie, którą Hitler wydał światowemu żydostwu. A więc w wyższym,
historyczno-metafizycznym sensie jemu należy przypisać odpowiedzialność za tę
zbrodnię. Jednak bezpośredni w niej udział Niemców 10 lipca 1941 roku
ograniczył się przede wszystkim do robienia fotografii i, jak już wspomniałem,
filmowania przebiegu wydarzeń” (s. 56) – pisze Gross. Nie jest to żadnym
pocieszeniem, ale autor jednak dostrzega – wbrew temu, co sugerują niektórzy –
że wojna miała istotny wpływ na zachowania ludzi. Myśl banalna, ale pomijana w
dyskusjach o książkach tego socjologa, którego czasami kreuje się na
przerażającego polakożercę.
Obawiam
się, że gdyby dzisiaj nadarzyła się okazja, także niektóre odłamy naszego społeczeństwa
chętnie pozbyłyby się pewnych mniejszości. Jeśli łysi bandyci w ciężkich butach
mogą bezkarnie wyciągać rękę w hitlerowskim pozdrowieniu, krzyczeć „Pedały do
gazu” (ewentualnie „Żydzi do gazu” i „Miejsce lewicy jest na szubienicy”) oraz ze
swoimi kolegami w garniturach miotać wulgarne rasistowskie i homofobiczne obelgi,
to ja nie mam złudzeń.
W
starszych encyklopediach nie dowiemy się wiele o tym pogromie. „Encyklopedia
popularna PWN” (wyd. 1995 r.), która stoi na mojej półce, podaje, że „w okresie
okupacji hitlerowcy wymordowali w J. 1640 osób”, a przecież czynu tego nie
dokonali jacyś hitlerowcy, ale Polacy, a tymi „osobami” byli wspomniani już
Żydzi!
Zarzuca
się Grossowi, że nie ukazuje on bohaterstwa i martyrologii naszego narodu.
Zarzut w moim przekonaniu całkiem chybiony. Od tego są setki innych historyków
pieczołowicie piszących w IPN-nie i tysiące nauczycieli wbijających do głów
„jedyną prawdę” na lekcjach polskiego i historii. Od tego jest wreszcie Norman
Davies… Autor „Strachu” wybrał sobie takie właśnie poletko i tym się zajmuje,
ma do tego prawo. Potrzebujemy różnych punktów widzenia, a dzisiaj tak naprawdę
– paradoksalnie! – coraz częściej skazani jesteśmy na jeden.
MB
Książka nie jest dostępna w wieluńskich bibliotekach.
Cena: 35 zł
niedziela, 4 listopada 2012
Dzięki!
Dziękujemy za udział we wczorajszym koncercie! Po takiej imprezie solenizanci z pewnością jeszcze długo pożyją.
Sto lat, Panie Prezesie! ;-)
MB
czwartek, 1 listopada 2012
Brzytwa Ojca na płycie!
Informujemy z nieskrywaną radością, że wydawnictwo PASAŻER (
http://www.pasazer.pl/ ) wypuściło właśnie CD z dwudziestoma dwoma
numerami gliwickiej Brzytwy Ojca. Ten punkowy zespół działał w latach 80 i do
tej pory mogliśmy go słuchać tylko z kasety „Idole”. Być może nie jest to kapela, która jakoś szczególnie wpłynęła na kształt rodzimej sceny undergroundowej, ale
jedno jest pewne – nie znać jej, to naprawdę wstyd!
MB
Subskrybuj:
Posty (Atom)