Z głośną
publikacją Jana Tomasza Grossa zapoznałem się dopiero w tamtym roku. „Sąsiedzi” („Historia zagłady żydowskiego
miasteczka”; Fundacja Pogranicze, Sejny 2008) traktują o zbrodni dokonanej w
Jedwabnem przez Polaków na Żydach. Pozycja oczyszczająca, otwierająca
nowy etap w naszej historii. Mam wrażenie, że gdyby nie Gross, to dalej u znacznej
części społeczeństwa dominowałby pogląd o zawsze odważnym, bohaterskim i
pokrzywdzonym narodzie polskim. Ale historia nigdy nie jest ani czarna, ani
biała.
W pracy autor
w przystępny sposób opisał to, co doprowadziło i było efektem wydarzenia z 10
lipca 1941 roku, kiedy Polacy urządzili w Jedwabnym pogrom swoich żydowskich
sąsiadów. Finałem było spalenie kilkuset Żydów w stodole (Gross pisze, że
zginęło ich 1500). Samo wydarzenie zaś nie jest już opisywane tak klarownie,
albowiem dużo w tej książce brutalnych fragmentów pochodzących z relacji
bezpośrednich świadków. Czytamy więc już na pierwszych stronach:
„Jakuba Kaca ukamieniowali oni
[Polacy] cegłami, a Kraweckiego zakłuli nożami, później wydłubali mu oczy i
obcięli język. Męczył się nieludzko przez 12 godzin dopóki nie wyzionął ducha.
Tego samego dnia zaobserwowałem straszliwy obraz: […] obie z niemowlętami na
rękach widząc co się dzieje poszły nad sadzawkę, woląc raczej utopić się wraz z
dziećmi, aniżeli wpaść w ręce bandytów. […] Spalano brody starych Żydów,
zabijano niemowlęta u piersi matek, bito morderczo i zmuszano do śpiewów,
tańców itp. […] Pokrwawieni, skaleczeni, zostali wepchnięci do stodoły. Potem
stodoła została oblana benzyną i podpalona, po czym poszli bandyci po
żydowskich mieszkaniach szukając pozostałych chorych i dzieci. […] dzieci
wiązali po kilka za nóżki i przytaszczali na plecach, kładli na widły i rzucali
na żarzące się węgle” (s. 10-12; pisownia oryginalna).
Nieco później natrafiamy na
równie wstrząsającą relację:
„Nie byłam przy tym, jak obcinali
głowy ani jak zakłuwali Żydów ostrymi tykami. To wiem od sąsiadów. Nie widziałam
też jak nasi kazali się topić młodym Żydówkom w stawie. Widziała siostra mojej
mamy. […] Widziałam jak katowali Żydów w bożnicy i jak skatowanego Lewiniuka,
który jeszcze dychał ludzie żywcem zakopali… Zapędzili wszystkich do stodoły.
Oblali naftą z czterech stron. Trwało wszystkiego dwie minuty, ale ten krzyk…
Mam go w uszach” (s. 64); „[…] córce nauczyciela chederu, którą wszyscy znali,
bo uczyli się u niej w domu czytać po hebrajsku […] obcięto głowę i zabawiano
się potem, kopiąc ją jak piłkę” (s. 70).
Szokuje opis grzebania ciał:
„[…] trupy były ze sobą splecione
jak korzenie. Ktoś wpadł na pomysł, żeby rozdzierać po kawałku i zrzucać te
kawałki do wądołów. Przynieśli widły od ziemniaków, rozrywaliśmy jak szło: to
głowę, to nogę…” (s. 75).
Gross
pokazuje, że przypadek Jedwabnego nie jest odosobniony, bo mordy i
prześladowania miały też miejsce w innych, sąsiednich miasteczkach. Co ciekawe,
w kolejnych pogromach brali udział często ci sami ludzie, którzy zjeżdżali się
mordować do kolejnych miejsc jak na odpust czy jarmark. Ukazuje także tło
ekonomiczne zbrodni, bo choć żydowscy sąsiedzi zostali zamordowani, to ich
majątek nie został spalony. Do tego wątku autor powraca też w „Strachu”, w
którym to pieniądze są jednym z głównych przyczyn nienawiści do Żydów
wracających do swych domów, a zajętych
już niejednokrotnie przez Polaków. Ciarki na plecach wywołuje pytanie rzucone w
stronę jednego z wracających do swego gospodarstwa: „Herszek, to ty żyjesz?”…
Kilku
sprawców opisywanej zbrodni zostało ukaranych przez peerelowskie władze. Procesy
odbyły się w 1949 i 1953 roku, lecz przeprowadzono je niedbale, nie
przywiązywano do tego wydarzenia odpowiedniej wagi. Ale także dzięki temu
badacze mogą mieć pewność, że dokumentacja nie została sfałszowana. Raczej
nikomu nie zależało, by sprawa nabrała rozgłosu. Ta cisza trwała kilkadziesiąt
lat i przerwał ją dopiero Gross. Myślę, że powinniśmy mu raczej dziękować. Ja
nie czuję, żeby została zraniona moja duma, a naród został sponiewierany. Każda
zbiorowość ma swoje triumfy i upadki, chwile bohaterstwa i totalnej
degrengolady. Polacy nie mogą być wyjątkiem. Nie jesteśmy krystaliczni, nie
jesteśmy Chrystusem narodów, jesteśmy tacy, jak inni.
„[…] gdyby nie było inwazji
Hitlera na Polskę, to Żydzi jedwabieńscy nie zostaliby wymordowani przez swoich
sąsiadów. […] tragedia jedwabieńskich Żydów jest tylko epizodem w wojnie na
śmierć i życie, którą Hitler wydał światowemu żydostwu. A więc w wyższym,
historyczno-metafizycznym sensie jemu należy przypisać odpowiedzialność za tę
zbrodnię. Jednak bezpośredni w niej udział Niemców 10 lipca 1941 roku
ograniczył się przede wszystkim do robienia fotografii i, jak już wspomniałem,
filmowania przebiegu wydarzeń” (s. 56) – pisze Gross. Nie jest to żadnym
pocieszeniem, ale autor jednak dostrzega – wbrew temu, co sugerują niektórzy –
że wojna miała istotny wpływ na zachowania ludzi. Myśl banalna, ale pomijana w
dyskusjach o książkach tego socjologa, którego czasami kreuje się na
przerażającego polakożercę.
Obawiam
się, że gdyby dzisiaj nadarzyła się okazja, także niektóre odłamy naszego społeczeństwa
chętnie pozbyłyby się pewnych mniejszości. Jeśli łysi bandyci w ciężkich butach
mogą bezkarnie wyciągać rękę w hitlerowskim pozdrowieniu, krzyczeć „Pedały do
gazu” (ewentualnie „Żydzi do gazu” i „Miejsce lewicy jest na szubienicy”) oraz ze
swoimi kolegami w garniturach miotać wulgarne rasistowskie i homofobiczne obelgi,
to ja nie mam złudzeń.
W
starszych encyklopediach nie dowiemy się wiele o tym pogromie. „Encyklopedia
popularna PWN” (wyd. 1995 r.), która stoi na mojej półce, podaje, że „w okresie
okupacji hitlerowcy wymordowali w J. 1640 osób”, a przecież czynu tego nie
dokonali jacyś hitlerowcy, ale Polacy, a tymi „osobami” byli wspomniani już
Żydzi!
Zarzuca
się Grossowi, że nie ukazuje on bohaterstwa i martyrologii naszego narodu.
Zarzut w moim przekonaniu całkiem chybiony. Od tego są setki innych historyków
pieczołowicie piszących w IPN-nie i tysiące nauczycieli wbijających do głów
„jedyną prawdę” na lekcjach polskiego i historii. Od tego jest wreszcie Norman
Davies… Autor „Strachu” wybrał sobie takie właśnie poletko i tym się zajmuje,
ma do tego prawo. Potrzebujemy różnych punktów widzenia, a dzisiaj tak naprawdę
– paradoksalnie! – coraz częściej skazani jesteśmy na jeden.
MB
Książka nie jest dostępna w wieluńskich bibliotekach.
Cena: 35 zł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz