Media donoszą, że „w glebie oraz wodach gruntowych wokół
elektrowni Fukushima w Japonii wykryto niebezpieczne dla zdrowia,
radioaktywne substancje chemiczne”. (Przypomnijmy: dwa lata temu
trzęsienie ziemi i wywołana nim fala tsunami uszkodziła należącą
do Tokio Electric Power Company elektrownię nuklearną; do swoich
domów nie wróciło do tej pory 160 tys. osób ewakuowanych ze
względu na skażenie radioaktywne). Agencje podają, że poziom
radioaktywnego, toksycznego izotopu strontu-90 w glebie
trzydziestokrotnie przekracza dopuszczalne normy, a poziom innej
szkodliwej substancji o nazwie tryl jest ośmiokrotnie wyższy od
normy. Zwiększona obecność tych substancji wiąże się z
koniecznością chłodzenia stopionych rdzeni jednego z reaktorów, a
poważnym problemem jest magazynowanie skażonej wody używanej do
tego celu. Brzmi to wszystko dość tajemniczo, ale jedno jest pewne
– Japończycy jeszcze nie uporali się ze skutkami katastrofy
sprzed dwóch lat i raczej nie nastąpi to prędko.
To pouczająca historia także dla Polaków. Co jakiś czas słyszymy
bowiem o planach budowy u nas elektrowni atomowej. I choć nie ma nad
Wisłą trzęsień ziemi na większą skalę czy tsunami, to i tak aż
strach pomyśleć, co mogłoby wyniknąć z uruchomienia w naszym
kraju takiego obiektu. Wystarczy przypomnieć, co dzieje się z
dopiero co wybudowanymi drogami czy stadionami. Jeśli nie potrafimy
dobrze przypilnować wylania asfaltu czy postawienia zwykłego, choć
kosztującego majątek kompleksu sportowego, to co dopiero mówić o tak
skomplikowanej technologii, jaką stosuje się we wspomnianych
elektrowniach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz