„Oczami
radzieckiej zabawki” (Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012) to
książka, o której było głośno, ale niestety przez bardzo krótki
czas. A szkoda, bo Konstanty Usenko (prywatnie syn poetki
Danuty Wawiłow; myślę, że to właśnie jej w dużej mierze
zawdzięczamy tę książkę, autor sporo pisze o wyprawach z mamą
na rosyjskie skłoty i plenerowe miejsca spotkań „nieformałów”)
podejmując się przybliżenia nam, laikom, historii radzieckiego i
rosyjskiego undergroundu, podjął się niesamowicie trudnego
zadania, ale wyzwaniu temu niewątpliwie sprostał. Benedyktyński
trud jednego z członków grupy Super Girl and Romantic Boys (do
niedawna żaden after na imprezach Pracowni Działań Alternatywnych
nie mógł obejść się bez ich kawałku) nie poszedł na marne.
Warto jednak zaznaczyć, że z tą pracą mogą mieć problem ci,
którzy z szeroko rozumianą kulturą alternatywną nie mają lub nie
mieli czegoś wspólnego. Mimo wszystkich objaśnień i
łopatologicznych nieraz tłumaczeń osobie w ogóle niezorientowanej
w tych wszystkich subkulturowych niuansach może być trudniej tę
książkę zrozumieć. Z drugiej strony jednak wątpię, czy tacy
ludzie po „radziecką zabawkę” sięgną, ale jej obecność w
niektórych telewizyjnych programach pozwala snuć takie
przypuszczenia. Jednak to nie jest zarzut.
W każdym
razie na początek warto odpowiedzieć tym krytykom, którzy uważają,
że do tej pozycji powinna być dołączona płyta. Trudno jest mi to
sobie wyobrazić. Oczywiście na nic zdałoby się tu CD, a to z tego
powodu, że opisywanych i wspomnianych choćby zespołów jest tutaj
mnóstwo. Niejeden z nich nagrał kilka płyt, a przecież muzyka
ewoluuje, w różnych okresach swojej działalności artyści czerpią
inspiracje z rozlicznych źródeł, sięgają do najrozmaitszych
stylistyk. Można by oczywiście skompilować „greatest hits”,
ale efekt mógłby być odmienny od założonego no i byłoby to
zapewne dość skomplikowane od strony prawnej. Inna sprawa, że w
dwudziestym pierwszym wieku z tak szeroko rozpowszechnionym dostępem
do internetu każdy sam łatwo znajdzie interesujące go nagrania.
Banał, ale zdaje się, że niektóre nasze dziennikarskie asy nie
potrafią tego zrozumieć. Na marginesie muszę wspomnieć, że nie
mam dobrych doświadczeń z płytami dołączonymi do takich książek.
Proszę sięgnąć chociażby do „Kultu Kazika” Leszka
Gnoińskiego czy „Punk Rock Later” Mikołaja Lizuta. Wybór
numerów na dołączonych do nich CD uznałbym za dość
kontrowersyjny. Z kolei nie tak dawno, bo trzy lata temu ukazały się
książki, które jednak się bronią, choć bonusów w postaci
krążka nie zawierają (vide „Dezerter.
Poroniona generacja” Krzysztofa Grabowskiego i „Auto-bio-Grabaż”
Krzysztofa... Grabowskiego i Krzysztofa Gajdy).
„Oczami
radzieckiej zabawki” czyta się dobrze i sporo zrozumie nawet ktoś,
kto nie interesował się wschodnią sceną niezależną.
Nagromadzenie faktów, anegdot czy plotek jest imponujące, już sama
ilość wymienionych zespołów robi wrażenie. W tym miejscu należy
pochwalić edytorską stronę tej monografii, bo samo wytłuszczenie
nazw znacznie ułatwia czytanie, podobnie jak zamieszczone na końcu
słownik i kalendarium. Plus należy się także za dużą ilość
przetłumaczonych fragmentów tekstów wplecionych w tę opowieść.
Nie do
końca zgadzam się z Rafałem Księżykiem, który na czwartej
stronie okładki pisze, że „po lekturze nie będziemy mieli
wątpliwości, że najprawdziwszy punk był na Syberii”, a to
dlatego, że zespołom stamtąd autor nie poświęca zbyt wiele
miejsca, najwięcej jest jednak o Petersburgu i Moskwie, a już
nieprzyzwoicie dużo stron zajmuje opowieść o zespole Kino i jej
liderze Wiktorze Coju. Dużo jest też o grupie Akwarium, Futbol
(jeden z pierwszych punkowych zespołów w Moskwie), Zoopark i paru
innych, których nazw nie przyswoiłem. Problem z nimi jest jednak
taki, że potencjalny czytelnik, który sięgnie po muzyczne
dokonania niektórych z opisanych kapel, może się trochę
rozczarować, bo miał być przecież underground, miały być czady
jak w Polsce lat 80... Nie zawsze są.
Usenko
skupia się chyba głównie na ósmej dekadzie XX wieku, ale pisząc
o latach dwutysięcznych, nie zapomina chociażby o narodzeniu się
Antify, rozwoju hardcore'owej sceny antyfaszystowskiej, który datuje
na 2005 r. (za pierwszy taki skład uważa zaś założony w roku
1999 Koleso Dharmy), wspomina o hip-hopie (sporo o Moscow Death
Brigade), niezależnym techno i disco. Autor muzykę przeplata z
polityką, historią i literaturą i raczej nie ma powodów, by mu
nie wierzyć, bo Rosję czuje i rozumie, choć może w nieco inny
sposób niż reportażyści Hugo-Bader i Kapuściński, niemniej jest
to punkt widzenia równie interesujący i pobudzający
intelektualnie.
Wiele
zjawisk opisanych w tej pracy mnie zaskoczyło. Jednym z nich był
opis festiwalu w Podolsku. Wiele mówi się o tym, że Jarocin był
jedyną taką imprezą w tej części Europy. Teraz zastanawiam się,
czy nie przemawia przez nas megalomania, ale i ignorancja. Właśnie
w Podolsku w 1987 roku (fakt, trochę później niż nad Wisłą)
odbył się „radziecki Woodstock”, na który zjechało
kilkadziesiąt tysięcy ludzi (oficjalnie sprzedano 40 tys. biletów,
nieoficjalnie gości miało być jeszcze raz tyle) oraz Dywizja Wojsk
Wewnętrznych im. Feliksa Dzierżyńskiego. Nie, nie było to nasze
Opole, bo widzowie mogli zobaczyć występ chociażby blackmetalowego
Obłacznego Kraja, postpunkowego Bomż, estońskich punkowców z
J.M.K.E. czy DDT. Ciekawie też Usenko opisał zjawisko skłotingu w
ZSRR. Okazuje się, że pod koniec lat 80. w Petersburgu istniał
kompleks kilkupiętrowych kamienic zajętych przez artystów. H4/B4
był pierwszym muzycznym skłotem w tym mieście, a jego „ojcem”
był sześćdziesięcioletni Oleg Sumarokow...
Parafrazując
klasyka: napisałem już więcej, niż wiedziałem. Polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz