Sympatycy wszelkich ruchów autorytarnych i totalitarnych, skrajnie
prawicowych, ci wszyscy „prawdziwi Polacy”, tropiciele Żydów,
zwolennicy rasowej czystości, eksmitowania z Polski (a może i nawet
z tego świata) Romów, gejów, lesbijek, ateuszy, ekologów,
socjaldemokratów, socjalistów, anarchistów, liberałów i innych
„dziwaków”, z zadziwiającym zamiłowaniem cytują angielskiego
pisarza George'a Orwella. Najczęściej są to zresztą fragmenty
wyrwane z kontekstu, pomija się też przy okazji okoliczności
powstania tekstu. Może więc warto przypomnieć artykuł, który
Anglik opublikował w roku 1945 w piśmie „Polemics”.
Oddajmy głos autorowi „Roku 1984”:
Przez „nacjonalizm” rozumiem, po pierwsze, przekonanie, że istoty ludzkie można klasyfikować tak jak owady, i że grupy składające się z milionów czy dziesiątek milionów ludzi mogą być bez wahania określane jako „złe” lub „dobre”. Po drugie, co znacznie ważniejsze, przez „nacjonalizm” rozumiem nawyk utożsamiania się z konkretnym narodem albo inną zbiorowością, umiejscawianie tej zbiorowości poza dobrem i złem, i niedostrzeganie żadnych obowiązków poza służeniem jej interesom. Nacjonalizmu nie należy mylić z patriotyzmem. Zazwyczaj obu słów używa się tak nieprecyzyjnie, że każda ich definicja może budzić kontrowersje, ale trzeba koniecznie przeprowadzić ich rozróżnienie, ponieważ dotyczą dwóch odmiennych, a może nawet przeciwstawnych, idei. Przez patriotyzm rozumiem przywiązanie do określonego miejsca i sposobu życia, o którym sądzimy, że jest najlepszy na świecie, ale nie mamy zamiaru narzucać go innym. Patriotyzm jest z natury defensywny, zarówno militarnie jak i kulturowo. Nacjonalizmu natomiast nie da się oddzielić od żądzy władzy. Celem każdego nacjonalisty jest zapewnienie większej władzy i większego prestiżu nie sobie, lecz narodowi bądź innej zbiorowości, w której postanowił zatopić swoją indywidualność.
Nacjonalista, na ile to możliwe, mówi, myśli i pisze wyłącznie o wyższości własnej wspólnoty. Ukrycie swojej ideologicznej przynależności jest dla niego czymś trudnym, jeśli nie niemożliwym. Najdrobniejsza krytyka jego grupy, lub najmniejsza choćby pochwała konkurencyjnej organizacji, wytwarzają w nim napięcie, które może rozładować jedynie wygłaszając ciętą ripostę. Jeśli obiektem uczuć nacjonalistycznych jest jakiś kraj, na przykład Irlandia albo Indie, nacjonalista będzie dowodził jego wyższości nie tylko w zakresie potęgi wojskowej czy politycznej, ale także w dziedzinie sztuki, literatury, sportu, struktur językowych, urody jego mieszkańców, a nawet klimatu, krajobrazu czy kuchni. Będzie bardzo wrażliwy na punkcie takich rzeczy jak ekspozycja flagi państwowej, rozmiary nagłówków prasowych i porządek, w jakim wymienia się poszczególne kraje.
Nacjonalista nie tylko nie potępia okrucieństw popełnianych przez własną stronę, ale posiada też szczególną zdolność nieprzyjmowania ich do wiadomości. […] Myśl nacjonalistyczna dopuszcza istnienie faktów, które są zarazem prawdziwe i nieprawdziwe, znane i nieznane. Znany fakt może być tak niewygodny, że odsuwa się go na bok i nie bierze pod uwagę w rozumowaniu. Z drugiej strony, może się stać elementem każdej kalkulacji, a mimo to nigdy nie zostać uznanym za fakt.
Nacjonaliście nie daje spokoju myśl, że można zmienić przeszłość. Żyje częściowo w świecie fantazji, gdzie wszystko dzieje się tak, jak powinno (gdzie, na przykład, hiszpańska armada odniosła zwycięstwo, a rosyjska rewolucja została stłumiona w 1918 roku) i wykorzystuje każdą okazję, by przenieść fragmenty tego świata do podręczników historii. W naszych czasach większość pisarstwa propagandowego opiera się na zwykłym fałszerstwie. Ukrywa się fakty, fałszuje daty, wyjmuje cytaty z kontekstu i zmienia ich sens. Wydarzenia, o których sądzi się, że nie powinny mieć miejsca nie są przedmiotem zainteresowania, albo się im zaprzecza.
(G. Orwell, „Uwagi o nacjonalizmie”, [w:] „Jak mi się podoba”,
Warszawa 2002, s. 221-243)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz