„Wiwat
aspidistra!” (Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2001) to
zapomniana, a może raczej zupełnie nieznana książka George’a Orwella – autora
takich dzieł jak „Folwark zwierzęcy” czy „Rok 1984” . Dość wspomnieć, że na
polskim rynku co kilka lat ukazują się wznowienia tych dwóch pozycji, podczas
gdy „Aspidistra” wydana została tylko dwa razy, ostatnio jedenaście lat temu, a
wcześniej jakoś w latach osiemdziesiątych. Trudno też znaleźć w internecie
choćby jej jedną porządną recenzję.
Bohater
powieści to Gordon Comstock – pospolity sprzedawca książek o literackich
ambicjach mający obsesję na punkcie pieniędzy, którym wydaje wojnę. Pokłosiem
jego decyzji jest rezygnacja z „dobrze płatnej” posady w firmie zajmującej się
tworzeniem reklam i powolna degrengolada. Wszystko zaś dzieje się na Wyspach
Brytyjskich w połowie trzeciej dekady XX wieku. Gordon próbuje wyrwać się ze
świata charakterystycznego dla warstwy społecznej, której jest reprezentantem.
Irytuje go nieustanna troska o finanse i mieszczański tryb życia z „dobrą
posadą”, ustabilizowaniem i tytułową aspidistrą w oknie. Przypomina on nieco Winstona
z „Roku 1984”
i Gorge’a Bowlinga z „Braku tchu”. Wszyscy oni są mężczyznami w średnim wieku,
należą też do klasy średniej (w antyutopii rozumianej na swój sposób) i cechuje
ich przede wszystkim przeciętność. Każdy z nich także w jakimś sensie buntuje
się, ale nigdy nie jest to sprzeciw heroiczny. Nieobce jest im uczucie
nostalgii na myśl o utraconym świecie dzieciństwa i młodości. Ta książka miejscami
przypomina zresztą „Rok”, wiele motywów się powtarza, warto tu wspomnieć
chociażby o wycieczce za miasto obu bohaterów ze swoimi sympatiami…
David
Taylor, biograf autora „Folwarku”, pisał: „[…] czytając jakąkolwiek
poważniejszą powieść angielską napisaną po roku 1935, wprost nie sposób nie
odczuwać głębokiego uczucia niepewności, często przekraczającej granice
zwykłego strachu” (D. J. Taylor, „Orwell”, Warszawa 2007, s. 189). Takie też
uczucie towarzyszy głównemu bohaterowi, który oczyma wyobraźni słyszy ryk
silników samolotów i huk spadających bomb. To kolejna cecha, która łączy
Comstocka i Bowlinga, bo już Smith żyje w czasach wojny permanentnej, a
przynajmniej takie ma wrażenie, bo czytelnik „Roku” może zadawać sobie pytanie,
czy przypadkiem niekończący się konflikt nie jest dziełem Partii i Wielkiego
Brata. Jednak uczucie przygnębienia czy też obawa o przyszłość świata nie są tu
dominujące, bardziej jest to dostrzegalne w „Braku tchu” (książka ukazała się
zresztą tuż przed wojną, a już po powrocie Orwella z Hiszpanii, gdzie walczył
podczas wojny domowej w oddziałach republikańskich, więc jest to jak
najbardziej uzasadnione).
Można
założyć, że „Wiwat aspidistra!” jest w jakimś sensie o pieniądzach i ich roli
we współczesnym świecie, choć będzie to trochę naciągane. Trudno też doszukać
się analogii między rzeczywistością w niej opisaną a Polską A. D. 2012 (co
niektórzy próbują robić). Jej bohater uważa, że wszystkie niepowodzenia w życiu
prywatnym i zawodowym spowodowane są brakiem gotówki (robiąc jednocześnie
wszystko, by się jej posiadaniem nie splamić). Trochę to pogmatwane, a powieść
chwilami przypomina paszkwil na buntowników i outsiderów, którzy wydali wojnę
banknotom. Główny bohater jest irytujący, często gada bez sensu, zachowuje się
irracjonalnie, głupio i dziecinnie, a wszystko to w imię swobody i wewnętrznej
wolności, choć też nie takie rzeczy ludzie wyprawiają, by żyć w zgodzie ze
swoimi ideałami. Nie ma tu dylematu „mieć czy być”, bo rezygnacja z tego pierwszego
doprowadziłaby w końcu Gordona do bezsensownej i poniżającej śmierci w barłogu
na poddaszu, od czego ratuje go ciąża jego dziewczyny.
Nie
jest to książka wybitna czy wyjątkowo odkrywcza, ale można powiedzieć, że jest
ciekawa i momentami jednak, mimo tematyki, dość dowcipna. Dobrze się ją czyta,
nie nuży, choć nie ukrywam, że wspominam o niej właściwie tylko z powodu
sympatii do autora. Sporo tu zdań aspirujących do miana aforyzmów, choć
niektóre są jakby wyjęte ze sztambucha pensjonarki, rażą pretensjonalnością. Mnie
najbardziej spodobały się te: „Gdy chce się wiedzieć, co krewni zmarłego
naprawdę o nim myślą, wystarczy sprawdzić ciężar jego nagrobka” (s. 48), „Każdy
inteligentny szesnastoletni chłopiec jest socjalistą. W tym wieku nie widzi się
haczyka wystającego z tej raczej ciężkostrawnej przynęty” (s. 54) i „Lecz jeśli
nie masz pieniędzy, nie wiesz, jak je wydać, kiedy je zdobędziesz. Szastasz
nimi gorączkowo, jak marynarz w pierwszą noc na lądzie” (s. 226). Ten marynarz
jest szczególnie urzekający.
Warto
prześledzić drogę, jaką przebył Orwell do napisania „Roku 1984” , o którym z oczywistych
względów pisać nigdy nie będę, choć do pana Arthura Blaira jeszcze wrócę, bo w
tamtym roku ukazał się w Polsce kolejny zbiór jego esejów. Tego pisarza
niewątpliwie należy poznać lepiej.
Ksiązka dostępna jest w
Miejskiej i Gminnej Bibliotece Publicznej im. Leona Kruczkowskiego w Wieluniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz