DOŁĄCZ DO NAS.ZOSTAŃ CZŁONKIEM NASZEJ SPOŁECZNOŚCI :)
Nasz adres mailowy: pracownia.alt@gmail.com

wtorek, 2 października 2012

Polecamy przeczytać... (3)


            „Wiwat aspidistra!” (Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2001) to zapomniana, a może raczej zupełnie nieznana książka George’a Orwella – autora takich dzieł jak „Folwark zwierzęcy” czy „Rok 1984”. Dość wspomnieć, że na polskim rynku co kilka lat ukazują się wznowienia tych dwóch pozycji, podczas gdy „Aspidistra” wydana została tylko dwa razy, ostatnio jedenaście lat temu, a wcześniej jakoś w latach osiemdziesiątych. Trudno też znaleźć w internecie choćby jej jedną porządną recenzję.
            Bohater powieści to Gordon Comstock – pospolity sprzedawca książek o literackich ambicjach mający obsesję na punkcie pieniędzy, którym wydaje wojnę. Pokłosiem jego decyzji jest rezygnacja z „dobrze płatnej” posady w firmie zajmującej się tworzeniem reklam i powolna degrengolada. Wszystko zaś dzieje się na Wyspach Brytyjskich w połowie trzeciej dekady XX wieku. Gordon próbuje wyrwać się ze świata charakterystycznego dla warstwy społecznej, której jest reprezentantem. Irytuje go nieustanna troska o finanse i mieszczański tryb życia z „dobrą posadą”, ustabilizowaniem i tytułową aspidistrą w oknie. Przypomina on nieco Winstona z „Roku 1984” i Gorge’a Bowlinga z „Braku tchu”. Wszyscy oni są mężczyznami w średnim wieku, należą też do klasy średniej (w antyutopii rozumianej na swój sposób) i cechuje ich przede wszystkim przeciętność. Każdy z nich także w jakimś sensie buntuje się, ale nigdy nie jest to sprzeciw heroiczny. Nieobce jest im uczucie nostalgii na myśl o utraconym świecie dzieciństwa i młodości. Ta książka miejscami przypomina zresztą „Rok”, wiele motywów się powtarza, warto tu wspomnieć chociażby o wycieczce za miasto obu bohaterów ze swoimi sympatiami…
            David Taylor, biograf autora „Folwarku”, pisał: „[…] czytając jakąkolwiek poważniejszą powieść angielską napisaną po roku 1935, wprost nie sposób nie odczuwać głębokiego uczucia niepewności, często przekraczającej granice zwykłego strachu” (D. J. Taylor, „Orwell”, Warszawa 2007, s. 189). Takie też uczucie towarzyszy głównemu bohaterowi, który oczyma wyobraźni słyszy ryk silników samolotów i huk spadających bomb. To kolejna cecha, która łączy Comstocka i Bowlinga, bo już Smith żyje w czasach wojny permanentnej, a przynajmniej takie ma wrażenie, bo czytelnik „Roku” może zadawać sobie pytanie, czy przypadkiem niekończący się konflikt nie jest dziełem Partii i Wielkiego Brata. Jednak uczucie przygnębienia czy też obawa o przyszłość świata nie są tu dominujące, bardziej jest to dostrzegalne w „Braku tchu” (książka ukazała się zresztą tuż przed wojną, a już po powrocie Orwella z Hiszpanii, gdzie walczył podczas wojny domowej w oddziałach republikańskich, więc jest to jak najbardziej uzasadnione).
            Można założyć, że „Wiwat aspidistra!” jest w jakimś sensie o pieniądzach i ich roli we współczesnym świecie, choć będzie to trochę naciągane. Trudno też doszukać się analogii między rzeczywistością w niej opisaną a Polską A. D. 2012 (co niektórzy próbują robić). Jej bohater uważa, że wszystkie niepowodzenia w życiu prywatnym i zawodowym spowodowane są brakiem gotówki (robiąc jednocześnie wszystko, by się jej posiadaniem nie splamić). Trochę to pogmatwane, a powieść chwilami przypomina paszkwil na buntowników i outsiderów, którzy wydali wojnę banknotom. Główny bohater jest irytujący, często gada bez sensu, zachowuje się irracjonalnie, głupio i dziecinnie, a wszystko to w imię swobody i wewnętrznej wolności, choć też nie takie rzeczy ludzie wyprawiają, by żyć w zgodzie ze swoimi ideałami. Nie ma tu dylematu „mieć czy być”, bo rezygnacja z tego pierwszego doprowadziłaby w końcu Gordona do bezsensownej i poniżającej śmierci w barłogu na poddaszu, od czego ratuje go ciąża jego dziewczyny.
            Nie jest to książka wybitna czy wyjątkowo odkrywcza, ale można powiedzieć, że jest ciekawa i momentami jednak, mimo tematyki, dość dowcipna. Dobrze się ją czyta, nie nuży, choć nie ukrywam, że wspominam o niej właściwie tylko z powodu sympatii do autora. Sporo tu zdań aspirujących do miana aforyzmów, choć niektóre są jakby wyjęte ze sztambucha pensjonarki, rażą pretensjonalnością. Mnie najbardziej spodobały się te: „Gdy chce się wiedzieć, co krewni zmarłego naprawdę o nim myślą, wystarczy sprawdzić ciężar jego nagrobka” (s. 48), „Każdy inteligentny szesnastoletni chłopiec jest socjalistą. W tym wieku nie widzi się haczyka wystającego z tej raczej ciężkostrawnej przynęty” (s. 54) i „Lecz jeśli nie masz pieniędzy, nie wiesz, jak je wydać, kiedy je zdobędziesz. Szastasz nimi gorączkowo, jak marynarz w pierwszą noc na lądzie” (s. 226). Ten marynarz jest szczególnie urzekający.
            Warto prześledzić drogę, jaką przebył Orwell do napisania „Roku 1984”, o którym z oczywistych względów pisać nigdy nie będę, choć do pana Arthura Blaira jeszcze wrócę, bo w tamtym roku ukazał się w Polsce kolejny zbiór jego esejów. Tego pisarza niewątpliwie należy poznać lepiej.

 



Ksiązka dostępna jest w Miejskiej i Gminnej Bibliotece Publicznej im. Leona Kruczkowskiego w Wieluniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz