DOŁĄCZ DO NAS.ZOSTAŃ CZŁONKIEM NASZEJ SPOŁECZNOŚCI :)
Nasz adres mailowy: pracownia.alt@gmail.com

środa, 26 grudnia 2012

Punk - Hip Hop: Dzieci z jednej ulicy


Kiedy 25 lat temu powstał KSU, jedna z pierwszych formacji punk rockowych w Polsce, a kilka lat później inne punkowe zespoły tworzące czołówkę krajowej sceny niezależnej, min. Brygada Kryzys, Armia , TZN Xenna, Psy Wojny nikt z ówczesnych frontmanów sceny punk, ani tym bardziej fani punk rocka nie marzyli o telewizyjnych kamerach.
Telewizja nienawidziła punkowców, a punkowcy nienawidzili telewizji. Kiedy w Polsce narodził się boom na muzykę hip hopową, przypadający na pierwszą połowę lat 90-tych, media początkowo nieufne i oporne na powiew nowego, ostatecznie węsząc dobrą koniunkturę pokochały hip hop. W ten sposób narodziła się showbusinessowa, wyrachowana miłość. Wróćmy jednak do początku.

Kultura puk rockowa w Polsce. Punk rock jako ruch społeczny i muzyczny nie zrodził się znikąd. To jeden z odcieni szerszego wymiaru kultury punkowej. Kultury nie subkultury. Wyrażenie subkultura posiada bowiem pejoratywną konotację. Nieprzypadkowo okazało się ono zręcznym orężem lingwistycznym w ustach ówczesnych prominentów- "badaczy" kultury, którzy ukuli koślawy, parafaszystowski twór językowy na potrzeby propagandowej walki aparatu władzy z wszelkimi przejawami kontestacji. Co ciekawe, wyrażenie to zupełnie dobrze przyjęło się w mowie potocznej.

Historia punk rocka sięga głęboko korzeni społeczno - politycznych, będąc rezultatem postawy kontestacji państwa ludowego, z ponurą konstrukcją "pięciolatki" i wtłoczonego w szablon beznadziei, smutnego cienia homo sovieticus. Ale to głównie muzyka okazała się najsilniejszym i najskuteczniejszym nośnikiem punkowej ideologii, swoistym neuronem, który przekazywał (w drugim obiegu - na kiepskiej jakości fonogramach, w powielanych na powielaczu fanzinach) autentyczną i wolnościową myśl, ideę życia, punkową percepcję świata. Co krzyczało punk rockowe podziemie? Muzycznym punktem wyjścia okazała się prosta, niemalże prymitywna kompozycja, jazgotliwa wokaliza (większość liderów punkowych zespołów w ogóle nie potrafiła śpiewać, ale nie o to ostatecznie szło), a także warstwy lirycznej, najistotniejszej.Specyfikę tego nurtu muzycznego określa fakt użycia muzyki jako broni przeciw muzyce w ogóle. Tym samym, w historii muzyki rozrywkowej, a także tej z tzw. "górnej półki" punk rock stał się swoistą formą antymuzyki skierowanej przeciw muzyce w ogóle, głosem postmoderny konstelacji lat 80-tych. Zresztą w tej samej mierze, co teksty odgrywające rolę zasadniczą. To w nich ukrywa się duch punkowego etosu. Odnajdujemy tu kompilację wpływów hippisowskich, nurt Power Flower, elementy rastamańskiej ewangelii zapowiadającej rychły upadek Babilonu, tudzież dekalog walki z bossem, zaś najogólniej ujmując, muzyczną opowieść o człowieku pokornie chylącym w życiu kark.

Nie bawmy się w błyskotliwe spory na temat tego, czy punk rock jest wciąż aktualnym zjawiskiem kulturowym, czy po prostu "is death". Ruch ten w klasycznym stylu ocalał w politycznej zawierusze, ustrojowych niuansach i showbusinessowej krucjacie dzięki fundamentalnej, a przez to uniwersalnej idei muzycznego (i nie tylko) ubogiego barda, budującego swoją Arkę życiowego nonkonformizmu i pretensjonalnej pokory. I nie chodzi nawet o to, że punk rock zszedł do bunkra, bo raczej został do niego wygnany. Tak, ten muzyczny owoc fantastycznego zjawiska kulturowego stał się banitą, zasiedlił trzecią niszę muzycznego biznesu, trzecie i ostatnie dno nazywane undergroundem.
Obecni liderzy zespołów punkowych oraz starzy weterani tego gatunku, a także cała załoga ludzi szczerze oddanych temu ruchowi (zarządzający niezależną dystrybucją, a także produkcją punk rockowej awangardy) swym bezkompromisowym wyborem losu nędzarza, przekładają na rzeczywistość uniwersalną zasadę "być" nie "mieć".
Okazuje się, że system kapitalistyczny w całej swej rozciągłości, potwierdza tylko aktualność idei punk rocka będącego niczym innym jak przestrzenią lewicowej, świeckiej myśli humanistycznej, elastycznym horyzontem artystycznych poczynań. To tutaj, w trzeciej niszy polskiej sztuki- undergroundzie nadal rodzi się to, co potem staje się trendy (choć i tu, z czym nie trudno się zgodzić, powstaje całe mnóstwo kiepskich muzycznie projektów). Wszystkie te działania jednakże powstają z zasadniczego powodu - by ocalić siebie. Punkowa ideologia głosi prosty, ponadczasowy przekaz wyrażany już w antyku - stoicką zasadę wzgardy dla dóbr materialnych, pieniądza, statusu społecznego i przemocy. Punk rock głosi ideę bycia.
Kultura hip hopu w Polsce. Historia narodzin krajowego hip hopu przedstawia się nieco inaczej. To także, podobnie do punk rocka ruch kulturowy, zrodzony w określonym kontekście społeczno-politycznym, innym bo wolnorynkowym, a więc z wolnymi mediami, autonomią słowa i pluralizmem odmienianym przez wszystkie formy deklinacji. Ale jest jeszcze coś szczególnego w tej rzeczywistości: w kapitalistycznym mixie toną skąpani: agresywny yuppie i permanentnie pogrążony homo sovieticus.

Hiphopowcy są pokoleniem, którego fascynacje muzyczne przypadają na drugą połowę lat 90-tych i pierwsze lata nowego wieku. W związku z tym, jest to bodaj najintensywniejszy, obecnie trwający czas recepcji muzyki czarnoskórych raperów z przedmieść Brooklynu. Muzycznie, mało oryginalna forma ekspresji, często wiernie kopiująca czarny rap w sposób irytujący. Bardzo ważna rola, jaką odgrywają teksty sprawia, że pełnią one w całym ruchu hiphopowym kluczową rolę. Ujawniają one bowiem swoistą, raperską rzeczywistość. Bardzo prosta, czasem zbyt naiwna zbitka oskarżycielskich pretensji kierowana pod adresem policji, polityków albo, równie znienawidzonych mayorsów - bossów fonograficznych korporacji. Wyeksplikowany w formie melorecytacji przekaz hiphopowej rzeczywistości, czasem przypominający treścią postulaty strajkujących górników albo policyjnego telefonu zaufania jest prosty, podskórny, naiwnie dosłowny. Jest kroniką społecznych emocji, melorecytacją wieczornego wydania wiadomości, ale także, a może przede wszystkim, jakoś odklejonej, na przekór całemu światu introwertycznej jednostki z jej życiem wewnętrznym. Słyszalne są tu wpływy ulicznego slangu, więziennej grypsery jaką posługują się społeczni wyrzutkowie, ci którzy zdąrzyli już zadrzeć z prawem z powodów ekonomicznych lub przez trudne dzieciństwo, którego nie mieli.
Smieci z jednej ulicy. Co jednak łączy obydwa, tak różne muzycznie i kulturowo, ruchy? Polski hip hop na początku lat 90-tych, a więc tuż przed medialnym boomem, przez chwilę dzielił los swoich starszych kolegów punkowców. Można powiedzieć, że hiphopowcy i punkowcy na krótko byli "ziomalami", kiedy ci pierwsi tworzyli swoją muzykę wyłącznie na tzw. nielegalach, w hiphopowym undergroundzie, blokowych mieszkaniach i piwnicach. Do momentu, gdy sukcesu komercyjnego nie zwietrzyły, głównie prywatne media, ale i gwiazdy rodzimego firmamentu zapraszając do współpracy "wziętych" raperów nierzadko po to, by wzniecić ogień swej, często gasnącej popularności.
Media stały się dla środowisk hiphopowych wrogiem "naturalnym". Wyraźnie ujawnia się swego rodzaju schizma panująca w tym ruchu. Nieudolna relacja: telewizja-hip hop (to ona gł.promuje ten gatunek) odpowiada w prostej linii za rozłam, jaki zapanował w tym środowisku. Hiphopowcy podzielili się na tych, którzy tworzą manufakturę - "rasowych" raperów i na tych, którzy kolaborują z telewizyjnym wrogiem, czyli - "gwiazdy". "Ja-człowiek bez twarzy, już nikt mnie nie namierza/stopieni jak parmezan, dziś odmieni ich amnezja/Nie myślę o kamerach, reklamowych bannerach/Kariera w tym przemyśle? z precyzją sapera ją niszcze" - rapuje Pezet/Noon i skanduje dalej: - "Sam ciągnę swoje nitki, spokojnie/(...) pieprzyć wybranych, niech sobie świecą jak halogen" - trudno wyobraźić sobie podobną sytuację w przypadku punk rocka jakieś 20 lat temu. Telewizja umownie "nie istniała", zaś wrogiem punkowej kultury było państwo, a wraz z nim "ciało społeczne" - nieprzyjaciel nadal obecny w anarchistycznej świadomości (bojkot tzw.małej stabilizacji, oportunizmu czy konsumpcjonizmu - swoistych ikon społeczeństwa XXI wieku). Nie da się także zbyt dokładnie wyobraźić drogi, którą potoczyłaby się historia punk rocka, gdyby miał święcić swój tryumf dziś, w obecnym układzie społeczno-politycznym. Tym bardziej, że punk rock istnieje nieprzerwanie, nie tylko na niwie muzycznej, wspierając kulturę niszową. Zastanawiające jest, iż układ: telewizja - punk rock, nigdy nie istniał i raczej nigdy nie zaistnieje. Jednym z zasadniczych powodów takiego obrotu sprawy jest istniejące, magiczne dla mediów pojęcie "marketing", dla których swoistym licznikiem Geigera muzycznych trendów są fascynacje najmłodszej publiczności (to ona ostatecznie, mniej lub bardziej skutecznie okupuje portfele swoich rodziców, by zdobyć płyty ulubionych artystów). Tymczasem walka mediów jest warta świeczki, bowiem najmłodszy elektorat sceny hiphopowej liczy sobie w tej chwili 10-12 lat. To pokolenie, które w przyszłości będzie kształtować gusta muzyczne masowej publiczności. Należałoby więc zadać pytanie, na ile hip hop jest modą, a na ile kulturą i pomysłem na życie?
Patrząc na obydwa ruchy w kontekście zjawiska kulturowego okazuje się, że hip hop to "punk rock" kapitalizmu. O ile punk zrodził się w warunkach, min. ekonomicznego deficytu (w pierwszej poł. lat 70-tych zakładali go min. synowie angielskich robotników), fundamentem etosu tej kultury stała się afirmacja materialnego ubóstwa, stanowiąca myśl przewodnią życia, zaś wzgarda dla pieniądza - owego "mieć" - stała się kluczowym źródłem resentymentu w punkowej myśli, o tyle zupełnie odmienne jest oblicze "ideowe" hip hopu. Początek tego ruchu podobnie jak punk rocka sięga kontekstu społeczno-politycznego, a przede wszystkim ekonomicznego z silnym wątkiem materialnego ubóstwa. W dużej mierze, pierwsi twórcy sceny hiphopowej i ich odbiorcy są dziećmi bezrobotnych robotników, nierzadko dziedziczący status społeczny swych rodziców, ale i odczytujący ich los jako zwykłe frajerstwo. To dzieci niewolników Babilonu, których wysiłek (nierzadko kilku pokoleń) zdeaktualizował się. Dlatego hip hop stał się głosem pokolenia swoich rodziców a nie rówieśników! To prawdziwy głos współczesnej klasy robotniczej, z małym wyjątkiem. Wyrósłszy z nędzy ekonomicznej hip hop podświadomie afirmuje pieniądz, zarazem odczuwając resentyment do jego braku.
Obserwując niektóre klipy rodzimych raperów konieczne staje się sformułowanie pytania, o czym marzą hiphopowcy? Czy o willi z basenem, o tym żeby nic nie robić, za wyjątkiem rapowania rzecz jasna (z którego popłynie duży hajs)? Miejmy nadzieję, że tak nie jest, zaś klipy hiphopowców potwierdzające ww. marzenia należy raczej odczytywać jako fatalne zauroczenie "hajs lifem". Do specyfiki kultury hip hopu należy także stylizacja. Postać hooligans, ulicznych opryszków, którzy celebrują rytualne "nie" wobec wszystkich tych, którzy coś "mają". To "nie" jest nośnikiem społecznych stereotypów uwalnianych nieprzerwanie min. przez społeczne nastroje, w postaci haseł typu: "Nie istnieje uczciwe bogactwo, dlatego należy gardzić wszystkimi, którzy coś mają". Dostało się także raperom, którym się "udało":-"Kombinują jak rap sprzedać i za niego skasować/Pod przykrywką promować, nawpierdalasz się do syta"- gorzko pointuje Peja/Slums Attack i dodaje - "Ich czas niedługo minie, mówię swoim w rodzinie/(...) To jest właśnie ta wartość, w którą zawsze będę wierzyć/Być nie mieć".

Hip hop jest również (jak obecna epoka-matka punka) szczerze wierny tradycji manufaktury i tzw. podziemia. Tradycja ta jednak, przemieniona w kult prowadzi w jakiejś mierze do wypaczenia pojęcia niezależności w muzyce, sprawia że to, co było obciachem dla punkowców 20 lat temu - obecność w telewizji - jest także obciachowe dla "rasowego" hiphopowca. Konkluzja dla tej retoryki okazuje się prosta: TV to forsa, a forsa to układy, więc TV równa się z brudem.
Dziś nikt nie zajmuje się promocją punk rocka w mediach, a muzyczne środowiska punk rockowe dawno przełknęły gorzką pigułkę prawdy, bowiem pojawienie się w telewizji nie jest obciachem, obciachem o wiele większym jest niezapraszanie przez media artystów sceny niezależnej do muzycznego dialogu. Dzisiejsi weterani punk rocka liczą sobie 35-40 lat (i więcej). Kim są? Albo śledzą notowania giełdowe i noszą laptopy, albo "robią" manufakturę. Kim będą za 10, 20 lat obecni hiphopowcy i jak ułożą się relacje na polskiej scenie hip hop? Istnieje marginalna, twórcza grupa krajowego hip hopu (min. Fisz), która nadaje temu wydarzeniu muzycznemu i kulturowemu nowy, elitarny wymiar stwarzając kto wie,czy nie fundament hiphopowej awangardy, zupełnie nowych prądów, a przede wszystkim idei. Polski hip hop, podobnie jak jego starszy kolega punk rock pochodzą z jednej ulicy. Wciąż jednak trwa wielkie wyczekiwanie w hiphopowej rodzinie na narodziny ugruntowanej idei (ducha), którą punk, póki co, starannie pielęgnuje. I chyba jest w tym jakiś głębszy sens, skoro 3H Warszafski Deszcz zapowiada: "- Ale ci co się wygłupiają/ich nazwiska wszyscy znają/ (...) Istnieje tylko tych kilka ksyw/Zobaczysz bo będzie cię pytał o nie twój syn".- a ja dodaję, Alleluja!

Izabela "Iza( )el" Larisz
Żródło: http://www.rockmagazyn.pl/felieton/84,punk-hip-hop-dzieci-z-jednej-ulicy.htm


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz